Źródło: mises.org
Tłumaczenie: Mateusz Czyżniewski
Artykuł z 2020 roku.
Ludzkość od zarania dziejów zadaje sobie pytanie, czym jest szczęście i jak je osiągnąć. Lecz pytanie to wciąż nie uzyskało ostatecznej odpowiedzi. Rozbieżność poglądów na ten temat jest ogromna, choć może to i dobrze, ponieważ każda jednostka może dążyć do szczęścia na swój własny sposób, co — zgodnie z Deklaracją Niepodległości — jest niezbywalnym prawem.
Dla stereotypowego ekonomisty, przekonanego w słuszność modelu homo economicus, odpowiedź na to pytanie banalna: co może generować szczęście, jeśli nie pieniądze? Choć nikt nie skacze z radości, obserwując rosnące PKB, to jego wzrost jest skorelowany z lepszym zdrowiem i dłuższym życiem ludzi, co przekłada się na wyższe dochody. Wyższe dochody natomiast oznaczają lepszy standard życia. I rzeczywiście, badania pokazują, że zamożniejsi ludzie w danym kraju przyznają, że czują się bardziej szczęśliwi.
Niemniej jednak zagadka szczęśliwości jest daleka od rozwiązania. Właściwie dopiero w tym momencie zaczyna się robić ciekawie. Profesor Richard Easterlin w swoim przełomowym artykule z 1974 roku wykazał, że mieszkańcy bogatszych krajów nie są szczęśliwsi od obywateli mniej zamożnych państw. Co więcej, nawet w obrębie danego kraju średni poziom deklarowanego szczęścia nie rośnie systematycznie wraz z upływem czasu i rozwojem gospodarczym. Innymi słowy, bogatsi ludzie są szczęśliwsi niż biedniejsi w danym momencie, ale wzrost dochodów w czasie nie prowadzi do wzrostu szczęścia. Zjawisko to zostało nazwane paradoksem Easterlina.
Późniejsze badania nad tą kwestią przeprowadzone przez laureatów Nagrody Banku Szwecji im. Alfreda Nobla w osobach Daniela Kahnemana i Angusa Deatona wykazały, że oczywiście pieniądze mają znaczenie, ale tylko do pewnego momentu. Wzrost dochodów przekłada się na większe szczęście wśród Amerykanów — lecz tylko do poziomu rocznego dochodu w wysokości około 75 000 USD.
Na tej podstawie niektórzy ekonomiści i publicyści negują politykę gospodarczą ukierunkowaną na wzrost gospodarczy. Twierdzą oni, że skoro wzrost dochodów nie przekłada się na większe szczęście ludzi, to powinniśmy skupić się na innych problemach takich jak nierówności dochodowe czy ochrona środowiska.
Takie podejście myli jednak ze sobą różne pojęcia dobrobytu. Ekonomiści ogólnie rozumieją dobrobyt jako użyteczność człowieka pochodzącą z konsumpcji dóbr i usług. Badacze szczęścia uważają jednak to podejście za zbyt wąskie — dlatego też rozszerzają pojęcie dobrobytu na wymiary niedochodowe, takie jak zdrowie, edukacja, a nawet subiektywnie postrzegane szczęście. Tak więc aby zmierzyć dobrobyt rozumiany jako pewną formę szczęścia, opracowują odpowiednie ankiety i kwestionariusze do wypełnienia. Na przykład ludzie są pytani o dobrostan emocjonalny, tj. uczucia i emocje odczuwane w dniu poprzedzającym dane badanie.
To, co ludzie mają do powiedzenia na temat swoich uczuć, jest oczywiście ważne. Natomiast powinniśmy być świadomi potencjalnych problemów związanych z badaniami ankietowymi, takimi jak problem interpretacji odpowiedzi udzielonych przez ludzi z pochodzących z różnych kultur lub możliwe zniekształcenia, spowodowane zdolnością przystosowywania się ludzi do złych warunków.
Wróćmy jednak do rozważań autorstwa Kahnemana i Deatona. W swoim badaniu wykazali oni jedynie, że dobrostan emocjonalny nie poprawia się po osiągnięciu pewnego poziomu dochodów. Jednocześnie wykazali oni — co jest często pomijane — że satysfakcja z życia rośnie sukcesywnie wraz ze wzrostem dochodów.
Które aspekty dobrego samopoczucia są ważniejsze? Cóż, oddajmy głos samemu Deatonowi. W książce The Great Escape (s. 61) pisze on, że szczęście jest słabą miarą ogólnego dobrobytu, „(…) ponieważ istnieje wiele miejsc na świecie, w których ludziom udaje się znaleźć szczęście nawet pośród kiepskiego zdrowia i ubóstwa materialnego; miary oceny życia są znacznie lepszymi miarami ogólnego dobrobytu”.
Natomiast ludzie, którzy zarabiają więcej, cenią swoje życie o wiele wyżej, nawet jeśli nie czują się szczęśliwsi. Oczywiście nie jest to prosta zależność, ale ogólnie rzecz biorąc, „(…) mieszkańcy bogatszych krajów systematycznie cenią swoje życie wyżej niż mieszkańcy biedniejszych krajów (…)”, a „(…) wzrost gospodarczy w krajach poprawia ocenę życia w dokładnie taki sposób, jakiego oczekiwalibyśmy na podstawie różnic w ocenie poziomu życia między bogatymi i biednymi krajami” (s. 57).
Co ważne, zależność ta dotyczy procentowych zmian dochodu. Zatem chociaż ten sam nominalny wzrost dochodu wpływa na zadowolenie z życia osoby zamożnej w mniejszym stopniu niż osoby biednej, taki sam procentowy wzrost dochodu powoduje podobną poprawę zadowolenia z poziomu życia. To właśnie błędne skupienie się na wartościach bezwzględnych doprowadziło do sformułowania paradoksu Easterlina!

Kluczową kwestią jest fakt, że bogactwo, nie generując automatycznie szczęścia, nie powoduje, iż nie warto dążyć do wyższego standardu życia. Właściwie powinniśmy się cieszyć z tego faktu, według którego bogactwo nie generuje automatycznie szczęścia. Oznacza to bowiem, że ubóstwo niekoniecznie prowadzi do braku szczęścia. Jednak to, że ludzie potrafią dostosować się do każdej sytuacji i cieszyć się życiem, nawet jeśli zarabiają niewiele, nie oznacza, że nie warto poprawiać jakości życia.
Na przykład dana osoba może przyzwyczaić się do chodzenia wszędzie kilkanaście kilometrów na piechotę. Nie zmienia to jednak faktu, że posiadanie roweru poprawiłoby jej sytuację. Poziom szczęścia może ostatecznie powrócić do status quo, po krótkotrwałym wzroście wygenerowanym przez zakup roweru, ale ustalona na nowo równowaga psychologiczna będzie współistnieć z wyższym standardem życia. Subiektywne samopoczucie może okazać się być podobnym, ale transport z miejsca na miejsce zajmie mniej czasu.
Czy zatem wzrost dochodów prowadzi do szczęścia? Wszystko zależy od definicji pojęcia szczęścia. Badania pokazują, że wzrost dochodów ma ograniczony wpływ na subiektywne, emocjonalne samopoczucie, zgodnie z obserwacją zjawiska tzw. hedonistycznej adaptacji. Jednak wzrost dochodów pozytywnie wpływa na ocenę jakości życia i rozszerza możliwości ludzi do realizacji dobrego życia (liczba obiektywnych opcji życiowych). Dlatego wydaje się, że lepiej jest stale dążyć do szybkiego wzrostu gospodarczego (zamiast skupiać się na nierównościach lub kwestiach środowiskowych). Po przejściu obecnej recesji zadanie to będzie istotniejsze niż kiedykolwiek.
Źródło ilustracji: Pixabay