Powrót
Wzrost gospodarczy

Sieroń: Czy niewidzialna ręka przejdzie przez obwarzanek?

0
Arkadiusz Sieroń
Przeczytanie zajmie 13 min
Sieroń_Czy niewidzialna ręka przejdzie przez obwarzanek
Pobierz w wersji
PDF EPUB MOBI
  • Krytycy kapitalizmu coraz częściej wydają się odnosić do argumentów związanych z ochroną środowiska i zmianami klimatu.
  • Postanowiłem zatem zrecenzować książkę pt. Ekonomia obwarzanka. Siedem sposobów myślenia o ekonomii XXI wieku.
  • Model obwarzanka nie dość, że stanowi kolaż priorytetów społecznych wymienionych w Celach Zrównoważonego Rozwoju ONZ i planetarnych granic z artykułu naukowego, to jest kolażem niepoprawnym metodologicznie.
  • Podejście kryjące się za modelem również nie wnosi nic nowego i wpisuje się w starą krytykę kapitalizmu, który ma rzekomo wywierać zbyt dużą presję na planetę i niewłaściwie dystrybuować zasoby.
  • Przesłanie książki sprowadza się do tego, że gospodarka światowa powinna znajdować się w sferze pomiędzy niedostatkiem społecznym a degradacją planety.
  • Pełna zgoda: nikt normalny nie chce ani ubóstwa, ani destrukcji planety.
  • Problem pojawia się w sytuacji konfliktu tych dwóch wartości. Książka Raworth nie oferuje tutaj żadnego sensownego rozwiązania. Zamiast tego zdaje się milcząco akceptować wołania o zaniechanie wzrostu gospodarczego. Byłoby to fatalne dla dobrobytu ludzkości, a jednocześnie mogłoby nas oddalić od rozwiązania problemów środowiskowych i klimatycznych.
  • Autorka odrzuca środowiskową krzywą Kuznetsa, pomijając znaczenie wzrostu gospodarczego dla innowacji, postępu technicznego i ochrony środowiska.
  • Postulaty Raworth mają charakter życzeniowy, tj. zakłada ona, że problemy środowiskowe wynikają z chciwości i pogoni za zyskiem. Wystarczy uzmysłowić ludziom skalę zagrożeń oraz odpowiednio przeprojektować gospodarkę (do wyboru jest cała paleta propozycji lewicujących aktywistów), a wtedy bogactwo będzie szeroko dzielone bez potrzeby nadmiernego wzrostu.
  • Grafika przypominająca obwarzanek może i jest ciekawa, ale nie wystarczy, aby przykryć wielką intelektualną dziurę w samym centrum tego podejścia.

1. Wprowadzenie

Ponieważ krytycy kapitalizmu coraz częściej podnoszą argumenty związane z ochroną środowiska i zmianami klimatu, postanowiłem w końcu przeczytać książkę Kate Raworth pt. Ekonomia obwarzanka. Siedem sposobów myślenia o ekonomii XXI wieku. Jak przystało na wydawnictwo Krytyki Politycznej, pozycja ta wpisuje się raczej w popowy aktywizm polityczny niż rzetelną ekonomię. Ale nie uprzedzajmy mojej recenzji, w której wyjaśnię, czym jest ekonomia obwarzanka przedstawiona przez Raworth, oraz poddam ją krytycznej analizie.

2. Czym jest ekonomia obwarzanka?

Ekonomia obwarzanka wyrasta – jakże by inaczej – ze sprzeciwu wobec ekonomii głównego nurtu, która ma pomijać kryzysy prawdziwego świata, takie jak globalne nierówności czy zmiany środowiskowe i klimatyczne. Ze względu na wpływ „neoliberalizmu” zbyt duży nacisk kładzie się rzekomo na rynki, a pomija się społeczności i dobra wspólne, nieodpłatną gospodarkę, kwestię władzy itd.

Już w tym miejscu widać, że ta krytyka nie jest nowa: kapitalizm od dawien dawna był obwiniany o nierówny dostęp do zasobów oraz negatywne efekty zewnętrzne dla środowiska. To, co wyróżnia podejście obwarzankowe, to nowe ramy wizualne mające stanowić alternatywną metaforę aspiracji ludzkości w porównaniu do ciągłego wzrostu PKB. Jest nią obwarzanek (przedstawiony na poniższej grafice), na który składają się dwa okręgi: pierwszy to podstawa społeczna, zaś drugi to pułap ekologiczny. Poniżej pierwszego mamy obszar niedostatku, powyżej drugiego następuje zaś krytyczna degradacja planety.

Sieron_obwazanek_1.png

Grafika 1: Model obwarzanka

Źródło: wikipedia.pl

Cała trudność polega na tym, aby gospodarka światowa znajdowała się pomiędzy tymi dwoma obszarami, czyli w sferze, w której potrzeby ludzkości są zaspokojone na miarę możliwości planety. Zatem, jak pisze Autorka, „zadanie na XXI wiek jest jasne: tworzyć gospodarki, które przynoszą dobrostan człowieka w rozwijającej się sieci życia, tak byśmy mogli dobrze żyć w równowadze bezpiecznej i sprawiedliwej przestrzeni Obwarzanka” (s. 273).

Jak tego dokonać? Trzeba zacząć od zmiany w myśleniu: książka prezentuje siedem takich zmian mentalnych. Są one opisane dokładnie w poszczególnych rozdziałach, ale skrótowo przedstawia je poniższa grafika:

Sieron_obwazanek_2.png

Grafika 2: Siedem sposobów myślenia w ekonomii XX i XXI wieku

Źródło: richellesibolboro.com

Te sposoby myślenia można podzielić na dwie grupy. Pierwsza dotyczy wizji funkcjonowania gospodarki (nr 2, 3, 4). Autorka postuluje tutaj wyjście poza prosty schemat okrężny i umieszczenie gospodarki w szerszym kontekście społecznym i środowiskowym[1], a także większe docenienie gospodarstw domowych i dóbr wspólnych względem alokacji rynkowej (nr 2). Mamy też, oczywiście, tendencyjną krytykę homo economicusa jako egocentryczną karykaturę prosto z komiksu (nr 3), tj. Raworth wskazuje, że przecież ludzie nie kierują się wąską interesownością, tylko instynktem społecznym i zasadą wzajemności. Ortodoksyjna ekonomia obalona jednym zdaniem![2] Wreszcie Autorka argumentuje, że gospodarka to nie stabilny układ mechaniczny, ale skomplikowany, adaptacyjny system złożony (nr 4). Ekonomiści ewolucyjni czy austriaccy oczywiście się zgadzają z taką tezą. Wszak nie kto inny jak Hayek – w tym roku świętujemy pięćdziesięciolecie otrzymania przezeń ekonomicznego Noblauważany jest za pioniera ekonomii złożoności.

Druga grupa potrzebnych zmian mentalnych (nr 1, 5, 6, 7) sprowadza się do odejścia od paradygmatu ciągłego wzrostu PKB. Dostajemy więc krytykę samego wskaźnika (nr 1), jak i krzywej Kuznetsa (nr 5) oraz jej środowiskowej odmiany (nr 6). Sam wzrost nie rozwiązuje ani problemów nierówności, ani zanieczyszczenia środowiska, potrzebujemy więc przeprojektować gospodarkę pod model dystrybucyjny i regeneracyjny. Potrzebujemy zatem nie gospodarki, która rośnie dla samego wzrostu, ale gospodarki, która przyczynia się do dobrostanu czowieka, niezależnie czy PKB rośnie, spada, czy stoi w miejscu.

3. Obwarzanek nie taki smaczny, na jakiego wygląda

Główne postulaty Raworth rozpatrywane na dużym poziomie ogólności są zasadniczo akceptowalne. Nikt normalny nie chce przecież destrukcji planety. Żaden ekonomista nie opowiada się za wzrostem gospodarczym – nie mówiąc o wzroście PKB – dla samego wzrostu w oderwaniu od dobrobytu ludzi. Ekonomiści cieszą się ze wzrostu gospodarczego, ponieważ ten prowadzi do wzrostu dobrobytu (nawet PKB, choć niedoskonałe, jest dodatnio skorelowane z miernikami dobrobytu)[3].

Krytyka PKB jest stara jak sam ten miernik i ekonomiści austriaccy w pełni się zgadzają, że sprowadzanie całej gospodarki do jednego wskaźnika jest absurdalne. Zresztą również ekonomiści głównego nurtu od lat tworzą alternatywne miary (takie jak np. Net Economic Welfare) mające uzupełnić PKB o m.in. kwestie środowiskowe – tak więc Raworth nie wnosi tutaj nic nowego. Sęk w tym, że proponowana przez Autorkę alternatywa – „dobrostan człowieka w rozwijającej się sieci życia” (s. 59) – jest dość niejasna, a Raworth nie proponuje żadnego konkretnego miernika.

Innymi słowy, główne przesłanie podejścia obwarzankowego można oddać w ten sposób: chcemy, aby wzrost gospodarczy był optymalny – nie za wolny, ale i nie za szybki. Nie chcemy bowiem ani biedy, ani zniszczenia planety. Cóż, dobrze, że Raworth napisała swoją książkę, bo żaden ekonomista nigdy wcześniej nie zastanawiał się nad właściwym tempem wzrostu gospodarczego czy odpowiednią polityką gospodarczą!

Alternatywnie główną myśl zawartą w idei obwarzanka można sformułować tak: chcemy dobrobytu ludzi i planety, a jakie tempo wzrostu to zapewni, to już kwestia wtórna. Jak ujmuje to Autorka: „Mamy gospodarkę, która musi rosnąć niezależnie od tego, czy dzięki niej dobrze żyjemy. Potrzebujemy gospodarki, dzięki której dobrze żyjemy niezależnie od tego, czy rośnie” (s. 255).

Wszystko pięknie, wszyscy się z tym zgadzają, wszyscy chcą dobrze żyć. Ale pojawia się tutaj kilka problemów. Po pierwsze: jaki wzrost będzie optymalny w tym modelu? Wydaje się, że to nie przypadek, że Autorka unika opowiedzenia się za tzw. zielonym wzrostem albo brakiem wzrostu. Choć Raworth zajmuje tutaj stanowisko agnostyczne (uważając, że gospodarka może się rozwijać dalej, jednak po pewnym czasie osiągnie pewien trwały płaskowyż), jej idee są spójne z tymi, którzy postrzegają wzrost PKB jako uzależnienie (jak pisze w książce) bądź wręcz chorobę. Sama wskazuje na przekroczenie przez ludzkość czterech na dziewięć granic możliwości planety[4]. Skoro tak, to aktywistom odpowiedź nasuwa się sama – tylko co wtedy z podstawą społeczną?

Po drugie, jak rozumieć dobrobyt ludzi i planety? Trudno jest szacować dobrobyt jednostki; agregacja na całe społeczeństwo nastręcza wielkie trudności (Raworth pomija sprzeczne interesy różnych jednostek i krajów); zaś mówienie o dobrobycie planety nie ma już zupełnie sensu.

Warto w tym miejscu zaznaczyć, że Raworth nie wyjaśnia należycie, czym są wspomniane granice możliwości planety. Nie są to bowiem punkty krytyczne, lecz punkty, po których przekroczeniu przestajemy znajdować się w bezpiecznej sferze (za którą rozumiana jest Ziemia, na której panują warunki takie jak w holocenie), a wchodzimy w sferę wzrastającego ryzyka (która to nie jest tym samym, co sfera wysokiego ryzyka nieodwracalnych zmian i utraty właściwości holoceńskich). Te poziomy są oczywiście obarczone niepewnością, a do tego – jak podkreślają sami naukowcy – „nadal brakuje nam kompleksowej, zintegrowanej teorii (…), która mogłaby zidentyfikować, kiedy może nastąpić przejście od rosnącego poziomu ryzyka do takiego, który wiąże się z bardzo wysokim i niebezpiecznym ryzykiem utraty stanu systemu Ziemi podobnego do holocenu”. Nie chcę bagatelizować zagrożeń, ale dwie kwestie powinny jasno wybrzmieć: nie jest jasne, czy Ziemia może prosperować wyłącznie w takich samych warunkach, jakie panowały w holocenie; poziomy graniczne zostały ustalone arbitralnie przy określonych założeniach co do preferencji i podejścia do ryzyka wśród ludzkości oraz przy braku jasnego konsensusu naukowego i pełnej wiedzy na temat planety[5].

Po trzecie, co zrobić, gdy występuje konflikt wartości? I możemy, powiedzmy, ileś osób wyciągnąć z ubóstwa, ale kosztem np. emisji pewnej ilości zanieczyszczeń czy gazów cieplarnianych? Albo prowadzić kosztowną dla rozwoju politykę klimatyczną? To jest zdaje się kluczowa kwestia, gdyż o ile pewne bogatate jednostki z zamożnych krajów być może ochocho zgodziłyby się zrezygnować z części dochodu na rzecz intensywniejszej ochrony środowiska, o tyle trudno spodziewać się tego od obywateli biedniejszych krajów.

Warto tutaj przypomnieć artykuł Mateusza Benedyka o tym, że według ekonomicznego noblisty Nordhausa optymalne dla świata byłoby ocieplenie o 3,5⁰C, czyli więcej, niż by to wynikało z podejścia planetarnych granic czy porozumienia paryskiego. W książce Raworth brakuje jakiejkolwiek analizy kosztów i korzyści różnych scenariuszy wzrostu gospodarczego czy proponowanych polityk.

Po czwarte, Autorka zbywa przedwcześnie środowiskową krzywą Kuznetsa[6]. Zwłaszcza że nie pisze o poprawie środowiska w krajach, które przeszły transformację z gospodarek centralnie planowanych do gospodarek rynkowych. Raworth w ogóle nie analizuje kwestii praw własności dla ochrony środowiska, pomijając to, że problem szeroko rozumianych zanieczyszczeń może wynikać nie tyle z uzależnienia od wzrostu we współczesnych gospodarkach rynkowych, tylko z trudności z należytym przypisaniem i egzekwowaniem praw własności.

Po piąte, Autorka w ogóle nie pisze nic o pozytywnych trendach związanych ze środowiskiem, jak np. wzrost wydajności użycia wody czy wzrost zalesienia. W latach 1982-2016 powierzchnia zajmowana przez drzewa wzrosła o 35% w USA i Europie oraz o 15% w Chinach.

Po szóste, Raworth nie wspomina też specjalnie o znaczeniu postępu technicznego dla wzrostu gospodarczego i ochrony środowiska, twierdząc, że ważniejszym czynnikiem jest wydajność, z jaką energia przemieniana jest na użyteczną pracę. Ta wydajność jednak zależy od postępu technicznego.

Ogólnie biorąc, Autorka reprezentuje podejście maltuzjańskie czy też biologiczne, to znaczy wychodzi z założenia, że wzrost w środowisku o skończonych zasobach prędzej czy później doprowadzi do katastrofy. Jednak podejście to pomija rolę ludzkiej kreatywności i innowacji, jak również znaczenie systemu cenowego, który stwarza bodźce do rozwiązywania problemów. Dlatego w gospodarkach rynkowych zasoby nie wyczerpują się jak w populacjach stricte biologicznych – względny niedobór prowadzi bowiem do wyższych cen, a te tworzą z kolei bodźce do większej wydajności, używania substytutów i innowacji, które prowadzą do względnej obfitości[7].

O ile problem zmian klimatu różni się od problemu wyczerpywania się zasobów, o tyle podejście sceptyczne czy wręcz negujące zasadność dalszego wzrostu gospodarczego. Pomija też jego znaczenie dla innowacji – a jedynie one mogą rozwiązać problemy środowisko w sensowny sposób.

Po siódme, część postulatów Raworth ma charakter życzeniowy, tj. zakłada ona, że problemy środowiskowe wynikają jakoby z chciwości. Tym samym, nie dostrzega ona, że „nienasycone potrzeby” konsumentów są immanentną cechą ludzkiego świata. Zakłada też, że państwo i firmy, które zrezygnują z pogoni za zyskiem, będą odpowiednio alokowały rzadkie zasoby – jednak nie wyjaśnia, ani dlaczego firmy miałyby rezygnować z zysków, ani w jaki sposób taka alokacja by zachodziła bez mechanizmu zysków i strat. Przecież firmy odnoszą zyski, jeśli zaspokajają potrzeby konsumentów, czyli efektywnie gospodarują rzadkimi zasobami.

Autorka zdaje się zakładać, że ludzie – w tym decydenci polityczni – są zwiedzeni „neoliberalizmem” (za sprawą machinacji arcypotężnego Stowarzyszenia Mont Pèlerin) i paradygmatem wzrostu, ale gdy tylko zdadzą sobie sprawę z zagrożeń dla planety dzięki nowym, obwarzankowym ramom wizualnym, to ich dobre intencje wystarczą, aby rozwiązać problemy, przed którymi stoi ludność. Brakuje po prostu odpowiedniego zaprojektowania gospodarki (oczywiście zgodnie z pomysłami Raworth i ekonomistów środowiskowych) – wszak „możemy wpływać na dynamikę gospodarki poprzez jej inteligentne doglądanie” (s. 273).

Książka stanowi w dużej mierze opis utopii: w ekonomii obwarzanka bogactwo płynące z darów natury będzie szeroko dzielone. Pieniądze, rynki, podatki i inwestycje publiczne będą zaprojektowane tak, aby oszczędzać i regenerować zasoby, a nie je marnować. Banki państwowe będą inwestować w projekty, które zmienią nasze relacje ze światem żywym, takie jak zeroemisyjny transport publiczny i schematy energetyczne społeczności. Nowe wskaźniki będą mierzyć autentyczny dobrobyt.

Jest jeszcze gorzej, gdy Raworth omawia bardziej szczegółowe propozycje, jak przejść do ekonomii obwarzanka. Według niej gospodarka powinna w tym celu zostać przeprojektowana w taki sposób, aby być bardziej równościowa i regeneracyjna[8]. Służyć ma temu cała gama typowych dla lewicujących aktywistów propozycji: waluty lokalne oraz waluty tracące na wartości (demurrage Gesella), bezwarunkowy dochód podstawowy, spółdzielnie, krótszy czas pracy, inwestycje publiczne i państwowe banki rozwoju, likwidacja rajów podatkowych, wprowadzenie podatków majątkowych oraz od szkodliwych branż, ukrócenie spekulacji i reforma systemu finansowego, odejście od pogoni za zyskiem na rzecz szczodrych fim dbających o szeroko rozumianych interesariuszy, odejście od tradycyjnej gospodarki kapitalistycznej na rzecz o gospodarki o obiegu zamkniętym itd.[9] Odniesienie się do tych wszystkich koncepcji oczywiście wykracza poza objętość tego tekstu.

Ostatnia kwestia: obwarzanka trudno uznać właściwie za model ekonomiczny, ponieważ brakuje w nim przedstawienia, w jaki sposób instytucje zapewnią ludziom odpowiednią wiedzę i właściwe bodźce, aby dokonywać poprawnych kalkulacji i podejmować właściwe decyzje. W jaki sposób jednostki wiedziałyby, że ich działania zachodzą w ramach obwarzanka i nie będą szkodliwe dla planety?

Do tego warto zauważyć, że nie ma żadnego merytorycznego powodu, aby model obwarzanka miał akurat kształt obwarzanka[10]. Kolistość niczego nie reprezentuje, również przestrzeń między dwoma okręgami nic nie znaczy, zaś prezentowane zmienne są niezależne od siebie i mierzone w zupełnie innych skalach. Innymi słowy, nałożenie okręgów w kształt obwarzanka nie jest obiektywną i naukową reprezentacją istotnej ekonomicznie rzeczywistości, lecz wyłącznie  strategią retoryczną. Biorąc pod uwagę krytykę ortodoksyjnych modeli ekonomicznych zawartą w książce, jest dość ironiczne, że obwarzanka nie można uznać za jakikolwiek sensowny model funkcjonowania gospodarki, przybliżający nas do jej lepszego zrozumienia.

4. Podsumowanie

Ekonomia obwarzanka powtarza właściwie starą krytykę, według której ekonomia głównego nurtu nie bierze należycie pod uwagę środowiska, zaś obecne tempo wzrostu gospodarczego (alternatywnie: model gospodarczy opierający się na konsumpcjonizmie i pogoni za zyskiem) wywiera zbyt dużą presję na planetę[11]. A mimo to ubóstwo wciąż nie zostało zlikwidowane, co ma wiązać się z niewłaściwą dystrybucją zasobów.

Książka Raworth nie wnosi tutaj nic nowego. Powtarza tę samą wizję nieuchronnej katastrofy, która jednak wciąż nie nadchodzi. Oczywiście, na tle radykalnych aktywistów opowiadających się za brakiem wzrostu, ekonomia obwarzanka – z podkreśleniem poziomu społecznego i agnostycznym podejściem do tempa wzrostu – może wydawać się rozważnym głosem. Uważam jednak, że nie potrzebowaliśmy tej książki, aby uzmysłowić sobie, że nie powinniśmy ani tolerować ubóstwa, ani zniszczyć planety. To wszyscy wiemy, a niestety Raworth – nie licząc tendencyjnej krytyki ekonomii głównego nurtu i przedstawienia nam spisu różnych potencjalnych koncepcji do wdrożenia – nie oferuje nam wiele więcej, poza to kazanie. Grafika przypominająca pyszny obwarzanek może i jest interesująca, ale nie wystarczy, aby przykryć wielką intelektualną dziurę w samym centrum tego podejścia.

Źródło ilustracji: Pixabay

Bibliografia i przypisy
Kategorie
Metaekonomia Teksty Transfery społeczne Wzrost gospodarczy


Nasza działalność jest możliwa dzięki wsparciu naszych Darczyńców, zostań jednym z nich.

Zobacz wszystkie możliwości wsparcia

Wesprzyj Instytut, to dzięki naszym Darczyńcom wciąż się rozwijamy

Czytaj również

Sieroń_Czy-możemy-wprowadzić-bezwarunkowy-dochód-podstawowy.jpg

Transfery społeczne

Sieroń: Czy możemy wprowadzić bezwarunkowy dochód podstawowy?

Bezwarunkowy dochód podstawowy znów trafił do przestrzeni medialnej.

Tłumaczenia

Röpke: Wolna gospodarka i ład społeczny

Przywrócenie szacunku i odpowiedniej dyscypliny w stosunku do prawa własności prywatnej jest jednym z najistotniejszych warunków trwałego sukcesu wszelkich naszych starań ku przywróceniu i utrzymaniu wolnej gospodarki i — co za tym idzie — wolnego społeczeństwa.

Tłumaczenia

Kraus: Mit redystrybucji bogactwa

Mises pomaga nam uświadomić sobie, że idea osiągnięcia równości poprzez redystrybucję bogactwa jest czystą fantazją. Nie można redystrybuować dóbr konsumpcyjnych: w jaki sposób miliony kobiet miałyby nosić to samo futro, te same klejnoty koronne i te same buty pochodzące z szafki Imeldy Marcos? W jaki sposób miliony mężczyzn miałyby zmieścić się w basenie Hugha Hefnera? Bochenka chleba nie da się dzielić w nieskończoność.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz samodzielnie określić warunki przechowywania lub dostępu plików cookie w Twojej przeglądarce.