Autor: Frank Shostak
Źródło: cobdencentre.org
Tłumaczenie: Daniel Głowiński
Wersja PDF
W piątek 30 czerwca, James Bullard — prezydent Banku Rezerwy Federalnej w Saint Louis — powiedział w wywiadzie dla stacji CNBC, że Fed musi porównać wielkość ryzyka wystąpienia inflacji średniookresowej z możliwością wystąpienia deflacji w bliskiej przyszłości. Powszechny spadek cen, nazywany deflacją, jest dla większości komentatorów i ekonomistów czymś przerażającym. Utrzymują oni, że spadek cen kreuje oczekiwania dalszych ich spadków. W rezultacie konsumenci odkładają decyzję o kupnie różnorakich dóbr na później, ponieważ uważają, że w przyszłości będą mogli kupić te same dobra za niższą cenę. Wskutek tego maleje strumień wydatków, a to z kolei szkodzi gospodarce.
Spadek wydatków na konsumpcję nie tylko osłabia gospodarkę jako całość, ale wywiera również presję na dalsze obniżki cen. Dlatego powszechnie uważa się, że deflacja nakręca spiralę spadku aktywności gospodarczej.
Idąc tym tokiem myślenia, można wywnioskować, że ogólny spadek cen powinien być kojarzony z kryzysem gospodarczym. Rzeczywiście, w 1932 roku spadek indeksu cen konsumpcyjnych o 10.3% był powiązany ze spadkiem produkcji przemysłowej o 21.6%. Ale czy twierdzenie, iż spadek cen jest zawsze szkodliwy dla gospodarki, jest prawdą?
Rozważmy przypadek, w którym ogólny spadek cen jest rezultatem zwiększenia możliwości produkcyjnych dóbr i usług. Dlaczego powinniśmy uważać to za coś niekorzystnego? Przecież każdy posiadacz pieniędzy może wtedy nabyć większą ilość dóbr i usług, dzięki czemu podnosi się jego poziom życia. No więc — co jest w tym złego?
Czy ogólny spadek cen skłania ludzi do odkładania decyzji o zakupach?
Czy pojawienie się trendu spadkowego cen prowadzi do tego, że ludzie przestają kupować produkty potrzebne w chwili obecnej? Zasadniczo większość ludzi stara się zaspokajać swoje potrzeby oraz utrzymywać swój standard życia na tym samym poziomie. To oczywiscie oznacza, że nie będą oni stale odkładać decyzji o kupnie dóbr, czekając na dalszy spadek cen.
Na przykład ceny komputerów spadły od stycznia 1998 roku o 93%. Czy spadek ten sprawił, że ludzie ciągle odkładali decyzje o zakupie nowego komputera? Oczywiście, że nie. Od stycznia 1998 roku wydatki na komputery wzrosły o 2 700%.
Zatem jeśli deflacja prowadzi do spowolnienia gospodarki, to — podążając tym powszechnym tokiem rozumowania — powinniśmy dojść do wniosku, że działania które skutkują czymś odwrotnym do deflacji powinny być dobre dla gospodarki. Jeśli przyjmiemy, że są to działania, które przyśpieszają wzrost cen, czyli powodują inflację, to można dojść do wniosku, że inflacja może być czynnikiem pobudzającym wzrost gospodarczy.
Wielu ekspertów uważa, że niska inflacja może być rzeczą dobrą. Dlatego chcieliby, aby Fed utrzymywał „bufor’’ inflacyjny, który chroniłby gospodarkę przed wpadnięciem do deflacyjnej czarnej dziury. Sądzą, że inflacja na poziomie 3% byłaby wystarczającym „buforem” ochronnym. Utrzymują także, że inflacja na poziomie 3% nie szkodzi gospodarce, ale na poziomie 10% mogłaby już być złym symptomem.
Rozumując w ten sposób, nasuwa się wniosek, iż inflacja na poziomie 3% nie zmniejszy zapału konsumentów do nabywania różnych dóbr i nie spowoduje spowolnienia gospodarki. Jednakże przy stopie inflacji na poziomie 10% jest bardzo prawdopodobne, że wzrosną oczekiwania inflacyjne konsumentów. Według logiki głównego nurtu ekonomii, konsumenci przyśpieszą wydawanie swoich pieniędzy na różne dobra, co powinno pobudzić wzrost gospodarczy. Więc dlaczego dziesięcioprocentowa lub wyższa inflacja jest uważana przez ekspertów za niepożądaną? Wygląda na to, że ten sposób myślenia jest dość problematyczny[i].
Ogólny spadek cen i podaży pieniądza
Ogólny spadek cen może być również spowodowany spadkiem ilości pieniądza w obiegu. Ważnym czynnikiem takiego spadku jest zmniejszenie ilości pożyczek w systemie rezerwy cząstkowej. Istnienie banku centralnego i bankowości opartej na rezerwie cząstkowej pozwala bankom komercyjnym na kreowanie kredytu, który nie jest oparty na oszczędnościach innych ludzi, czyli tworzonego praktycznie z niczego. Raz tak wytworzony, sztuczny kredyt prowadzi do aktywności gospodarczej, która nigdy by nie powstała na wolnym rynku. Aktywności, która powoduje raczej konsumpcję, niż akumulację realnego dobrobytu. Jeżeli ilość realnych oszczędności będzie rosnąć, a banki będą chętne do zwiększenia ekspansji kredytowej, to utrzymywane będą liczne błędne projekty biznesowe.
Zawsze kiedy nadmierna kreacja kredytu sprawia, że tempo konsumpcji realnego dobrobytu zaczyna przewyższać tempo jego akumulacji, zasób realnych oszczędności maleje. W rezultacie zaczyna spadać wydajność różnych przedsięwzięć gospodarczych i zaczyna rosnąć ilość niespłacanych pożyczek w księgach rachunkowych banków. Banki, chcą się przed tym bronić i zmniejszają ilość udzielanych pożyczek, odmawiając odnowienia już spłaconych kredytów. To z kolei powoduje spadek ilości pieniądza w obiegu[ii].
Należy podkreślić, że spadek ilości pieniądza w obiegu, który poprzedza deflację i spowolnienie gospodarcze, jest powodowany przez wcześniejszą luźną politykę monetarną banku centralnego, a nie upłynnianiem długu.
To właśnie luźna polityka monetarna wspiera kreację kredytu. Bez tego wsparcia bankom byłoby bardzo ciężko prowadzić politykę udzielania pożyczek opartych na rezerwie cząstkowej.
Kredyt nieoparty na wcześniejszych oszczędnościach prowadzi do ich odciągnięcia od inwestycji generujących dobrobyt i skierowania do finansowania działań niezwiększających dobrobytu. Utrudnia to akumulowanie oszczędności, co z kolei osłabia wzrost gospodarczy.
Warto też zaznaczyć, że wydatki państwowe również przyczyniają się do obniżania poziomu oszczędności. Im więcej państwo wydaje pieniędzy, tym więcej oszczędności jest odciąganych od inwestycji generujących dobrobyt.
Wielu komentatorów, włącznie z Bernankem, jest zdania, że spadek cen powoduje wzrost obciążenia długiem i skłania do szybszego spłacania pożyczek. Oznacza to, że konsumenci poświęcają większą część swoich pieniędzy na spłatę kredytów zamiast na kupno przeróżnych dóbr i usług[iii].
Podążając tym tokiem rozumowania, ciągłe upłynnianie długu może wywierać poważną presję na ilość pieniędzy w obiegu oraz popyt gospodarstw domowych na dobra i usługi. Bernanke wierzy, że może to doprowadzić do długotrwałego spadku poziomu cen. Spadek ten zwiększa obciążenia długiem i prowadzi do wzmocnienia procesu upłynniania długu. Dlatego, aby przerwać ów proces, Bernanke zaleca agresywne pompownie pieniędzy w gospodarkę przez bank centralny.
Tak jak już wspomniałem wcześniej, upłynnianie długu i powstająca w ten sposób deflacja nie są przyczyną spowolnienia gospodarczego lecz koniecznym skutkiem wcześniejszej, luźnej polityki monetarnej Fedu, która spowodowała obniżenie się poziomu oszczędności. Warto również zauważyć, że to nie sam spadek cen, lecz spadający poziom oszczędności, zwiększa obciążenie długiem oraz intensyfikuje deflację cen. Zmniejszający się poziom oszczędności osłabia proces wytwarzania dobrobytu oraz zmniejsza możliwości spłaty kredytów przez pożyczkobiorców.
To nie wzrost realnych stóp procentowych, jak jest to sugerowane przez wielu komentatorów, lecz spadający poziom oszczędności osłabia prawdziwy wzrost gospodarczy. To właśnie wzrost realnych stóp procentowych przywraca prawdiłowe proporcje, wstrzymuje marnotrawstwo i tak już ograniczonych oszczędności, co w rzeczywistości bardzo pomaga gospodarce.
Jeżeli poziom oszczędności w gospodarce spada, to nawet wtedy, gdy Fed z powodzeniem zwiększyłby drastycznie podaż pieniądza — podnosząc tym samym poziom cen w walce z deflacją —nie odwróciłoby to zmniejszenia się zasobu realnych oszczędności.
W przeciwieństwie do powszechnie przyjętych poglądów, pompowanie przez Fed coraz większej ilości pieniędzy jest bardzo szkodliwe, gdyż zwiększanie podaży pieniędzy osłabia procesy generujące dobrobyt poprzez wspieranie nieproduktywnej konsumpcji (konsumpcji, która nie jest poprzedzona wcześniejszą produkcją realnego dobrobytu).
Dlaczego deflacja uzdrawia gospodarkę
Jak już widzieliśmy wcześniej, deflacja przychodzi jako odpowiedź na wcześniejszą inflację. Warto zauważyć, że ogólny wzrost poziomu cen, popularnie nazywany inflacją, z zasady wymaga zwiększenia podaży pieniądza. Stąd też prosty wniosek, że spadek podaży pieniądza będzie prowadził do ogólnego spadku cen zwanego deflacją. Dodatkowo nakłada się na to również efekt znikania z rynku sztucznie wykreowanych wcześniej pieniędzy. Ten rodzaj pieniędzy zachęca do podejmowania różnych nieproduktywnych działań, poprzez odciąganie realnych oszczędności od produktywnych i zwiększających dobrobyt przedsięwzięć.
Oczywiście, spadek ilości pieniądza w obiegu spowodowany wyparowywaniem sztucznie wytworzonych pieniędzy jest bardzo dobrą wiadomością dla wszystkich produktywnych przedsięwzięć. Zniknięcie tego rodzaju pieniędzy z rynku tamuje odpływ oszczędności od tych przedsięwzięć. Spadek ilości pieniądza utrudnia podejmowanie nieproduktywnych przedsięwzięć i spowalnia proces obniżania się poziomu realnych oszczędności w gospodarce, przez co kładzie fundamenty pod ożywienie gospodarcze.
Ale co z ogólnym spadkiem cen towarzyszącym generalnemu osłabieniu aktywności gospodarczej? Czy na pewno musi to oznaczać, że deflacja szkodzi zarówno produktywnym, jak i nieproduktywnym działaniom? Tak jak wcześniej wykazaliśmy, osłabienie działalności gospodarczej nie pojawia się ze względu na spadające ceny, lecz ze względu na spadający poziom oszczędności.
Pojawienie się deflacji jest początkiem uzdrawiania gospodarki. Deflacja powstrzymuje proces zubożania, narzucony przez wcześniejszą inflację monetarną. Deflacja ilości pieniądza, która z zasady powoduje ogólny spadek poziomu cen, wzmacnia tych, którzy swoją pracą zwiększają dobrobyt i uzdrawiają gospodarkę.
Oczywiście, skutki uboczne towarzyszące deflacji nigdy nie są przyjemne. Jednakże, te niemiłe skutki uboczne nie są spowodowane deflacją, lecz raczej poprzedzającą ją inflacją. Deflacja jedynie niszczy stworzoną przez ekspansję monetarną iluzję dobrobytu.
Warto powtórzyć, że spadek podaży pieniądza oraz podążający za nim spadek cen nie jest odpowiedzialny za większe obciążenia pożyczkobiorców. Przyczyną tego jest fakt, że obniżył się poziom dobrobytu. Zmniejszenie podaży wyczarowanego z niczego pieniądza przywraca naturalny porządek rzeczy. W wyniku spadku ilości pieniądza wiele różnych przedsięwzięć, które pojawiły się na skutek wcześniejszej ekspansji monetarnej, ma problemy z utrzymaniem się na rynku.
To właśnie te niegenerujące dobrobytu przedsięwzięcia mają największe problemy ze spłatą swoich zadłużeń, ponieważ nigdy nie osiągały one prawdziwych dochodów i były one wspierane lub finansowane przez tych, którzy potrafili wygenerować dobrobyt.
W przeciwieństwie do ogólnie przyjętych poglądów, to właśnie spadek podaży pieniądza jest dokładnie tym, czego potrzeba, aby ożywić gospodarkę oraz ponownie uruchomić tworzenie prawdziwego dobrobytu. Dodruk pieniędzy wyrządza jeszcze więcej szkód i właśnie dlatego nigdy nie powinien być rozważany jako forma pomocy gospodarce.
Wnioski
Chociaż istnieje prawie że jednolita zgoda co do szkodliwości deflacji, pogląd ten jest fałszywy. Jak widzieliśmy wcześniej, deflacja jest skutkiem wcześniejszej inflacji, wzmacnianym przez znikanie z rynku sztucznie uprzednio wykreowanych pieniędzy, które powodują powstawanie nieproduktywnych działań poprzez wysysanie oszczędności z przedsięwzięć jak najbardziej produktywnych.
Oczywiście, spadek ilości pieniądza w obiegu spowodowany znikaniem wcześniej sztucznie wytworzonych pieniędzy jest bardzo dobrą wiadomością dla wszystkich produktywnych przedsięwzięć, gdyż zniknięcie tego rodzaju pieniędzy z rynku tamuje odpływ oszczędności od tych przedsięwzięć. Spadek ilości pieniądza utrudnia podejmowanie nieproduktywnych działań. Spowalnia to proces obniżania się realnych oszczędności w gospodarce, przez co kładzie fundamenty pod ożywienie gospodarcze.
[i] George A. Akerlof, George L. Perry, William T. Dickens, Near Rational Wage and Price Setting and the Long Run Phillips Curve, „Brookings”, June 2, 2000.
[ii] Należy zdać sobie sprawę z tego, że tylko pożyczki nieoparte na oszczędnościach (cząstkowa rezerwa bankowa) mogą zniknąć z rynku, powodując spadek ilości pieniądza w obiegu. Kiedy pieniądze, które są w pełni poparte realnymi oszczędnościami, są spłacane przez pożyczkobiorcę wracają one po prostu z powrotem do ich prawomocnego właściciela, przez co nie mogą one zniknąć z rynku, chyba że ich prawowity właściciel postanawia je zniszczyć. Możemy z tego wywnioskować, że im większym procentem ogólnej puli kredytów są kredyty wykreowane z powietrza, tym większe istnieje ryzyko dużego spadku ilości pieniądza w obiegu, kiedy tylko zaczyna spadać poziom oszczędności.
[iii] Uwagi gubernatora Bena S. Bernankego, Deflation: Making sure 'It' Doesn't Happen Here, Federal Reserve, 21 listopada 2002.
Rozmawiałem na ten temat z kilkoma zaciekłymi wrogami deflacji i przeważnie jedynym argumentem na poparcie ich stanowiska (po obaleniu innych bezsensownych) był przykład Japonii. Trochę później czytałem na ten temat, ale nadal jestem głupi. Czy mógłbym prosić o krótkie wyjaśnienie, skąd się wzięła deflacja w Japonii?
Odpowiedz
Zwiazkowcy sa to ludzie dla ktorych najwazniejszy jest pieniadz.
W epoce przed Margaret Thatcher w Wielkiej Brytanii gornicze zwiazki
zawodowe dostali olbrzymie pieniadze od Zwiazku Radzieckiego.
USA i UK przeznaczali olbrzymie pieniadze dla Solidarnosci.
Reasumujac za pieniadze zrobia wszystko.Dla zwiazkowcow najwazniesze
sa ich wlasne kariery -robotnicy wogole nie obchodza.
Zwiazkowcy to terrorysci ktorzy dla wlasnych korzysci potrafia
wpedzic w kryzys najbardziej prosperujace miasto przyklad:Detroit lub
panstwo UK przed okresem Zelaznej Damy,dlatego nalezy zdelegalizowac zzz
zdradzieckie zwiazki zawodowe.
Zapraszam w marcu 2015 do Edmonton County Court przeciwko zdrajcom ze
zwiazkow zawodowych GMB
Marian Lukasik
00447985284791
technik888@gazeta.pl
linki:
http://www.wiadomosci24.pl/artykul/polak_pozywa_brytyjskie_zwiazki_zawodowe_do_sadu_313197.html
http://polscott24.com/the-county-court-at-edmonton/
http://polscott24.com/zwiazkowcy-oszukuja-ludzi-i-bogaca-sie-na-ludzkiej-krzywdzie/
http://anti-trade-unionists.blog.onet.pl/2013/05/
http://polscott24.com/dlaczego-warto-glsowac-na-mnie-marian-lukasik/
http://nowypolskishow.co.uk/?tag=marian-lukasik
Odpowiedz
Sytuacja na rynku sprzętu komputerowego jest jak najbardziej normalna i rzeczywiście pokazuje absurdalność proinflacyjnego podejścia w ekonomii. Można się tylko zastanowić nad tym "czego nie widać" i jaki byłby spadek cen towarów i usług oraz wzrost dobrobytu, gdyby nie ten cały bałagan.
Czyżby świadome działania Ministerstwa Obfitości?
Odpowiedz
Paweł, myślisz że zmiana polityki monetarnej z luźnej na ciasną sprawiłaby, że nagle z nieba spadłyby fabryki, technologie i produktywność, które by nam dały ten magiczny dobrobyt? A może ropy i węgla pod ziemią by przybyło?
Mi się wydaje, że zyski w skali makro byłyby raczej mało imponujące. Co zostałoby wykorzystane przez przeciwników standardu tego i owego.
Odpowiedz
@Panika2008:
Oczywiście, że nie twierdzę.
Uważam tylko, że to rynek powinien decydować, a nie polityka rządu. O wysokości stóp procentowych i dostępności kredytu powinny decydować preferencja czasowa i skłonność do oszczędzania.
Nie można mieć jednocześnie wysokiej konsumpcji i wysokich oszczędności. Wie to każda rozsądna gospodyni. Ekonomiści i politycy widać nie wiedzą.
A argument z rozmnożeniem ropy i węgla akurat mi się podoba. Owszem, od ekspansji kredytowej nie rośnie ilość dostępnego kapitału i surowców.
Ja nie twierdzę, że wolny rynek dałby boom. Wolny rynek dałby zrównoważony i systematyczny wzrost.
Za klasykiem powtórzę, że "socjalizm jest to ustrój, w którym bohatersko pokonuje się trudności nieznane w żadnym innym ustroju!". Myśmy w ogóle nie powinni rozmawiać o "ciasnej" bądź "luźnej" polityce monetarnej. O takich sprawach powinni decydować ludzie na wolnym rynku codziennie robiąc zakupy bądź oszczędzając.
A kto się podejmie obalenia tego przykładu ze spadkiem cen i wzrostem wydatków na komputery? Jeśli deflacja automatycznie powoduje spadek wydatków, to jak wyjaśnić ten wzrost?
Poza tym nie można mylić związku przyczynowo-skutkowego z korelacją. Oczywiście, istnieje korelacja między średnią wysokością lotu ptaków w miesiącu a ilością opadów w tym miesiącu. Wszyscy wiedzą, że przed burzą jaskółki nisko latają. Ale twierdzić, że za pomocą obniżenia lotu ptaków można wywołać deszcz, to już przesada!
Odpowiedz
Deflacja byłaby do przełknięcia (mówiąc kolokwialnie) gdyby spadek cen równoważył spadek nominalnych dochodów, tak jak podczas inflacji mamy do czynienia ze wzrostem obu tych parametrów. Jednakże nie działa to w obie strony z równą precyzją. W warunkach inflacji producent kupuje surowce, przerabia w danym czasie i sprzedaje produkt przy nowym (wyższym) poziomie cen. Rosną jego zyski, ale w pewnym momencie presja pracowników (w szczególności związków zawodowych) powoduje, że musi tym wzrostem podzielić się, zwiększając płace. Przy deflacji jego zyski maleją, ale pracownicy (w szczególności związki zawodowe) nie są chętni przyjąć na siebie tych konsekwencji i ich dobrobyt chwilowo rośnie (mają te same pieniądze o większej sile nabywczej). Wiele przedsiębiorstw upada, nim zdąży zrzucić część skutków deflacji na pracowników.To skutkuje przede wszystkim wzrostem bezrobocia (piszący to próbował w warunkach spadku cen na jego produkt, przy braku istotnych zmian technologicznych- co ma miejsce np. w przypadku komputerów- wyprzedzającym spadek cen surowców, zmniejszyć straty dzięki czasowej obniżce płac; skończyło się protestem załogi, likwidacją przedsięwzięcia i wylądowaniem większości ludzi na zasiłku).
Większe bezrobocie generuje aktywność pracowników (w szczególności związkowców) i wzrost nacisków z ich strony na rząd, aby polepszył sytuację :klasy robotniczej"; tego zaś rządzący nie lubią, bronią się więc ze wszystkich sił przed deflacją i głoszą pochwałę inflacji, która w umiarkowanej wysokości nie rodzi dla nich takich problemów.
Odpowiedz
@Dariusz:
Dla mnie wniosek z Pana wypowiedzi jest jasny:
to nie deflacja jest problemem. Problemem jest to, że nie można mieć trochę wolnego rynku.
Dlatego uważam, że związki zawodowe na wolnym rynku nie mają racji bytu. I uważam też, że nie ma sensu znosić tylko części regulacji. Trzeba znieść wszystkie, bo inaczej zawsze ktoś będzie stratny.
Pan działał w sytuacji, której Pana produkt był coraz niżej wyceniany na rynku, podczas gdy cena większości produktów rosła. Nie jest to więc sytuacja deflacji. W sytuacji deflacji spadałyby ceny większości produktów. Również ceny środków produkcji.
Zastanawiam się też, czy skoro przedsiębiorca może działać w warunkach inflacji, nie może też być przygotowany na sytuację dokładnie odwrotną. Rozumiem, że aktualne warunki temu nie sprzyjają, ale my rozmawiamy o wolnym rynku, a nie o "państwie dobrobytu". Dlatego trzeba bardzo uważać, żeby nie wyciągać wniosków na temat wolnego rynku z obserwacji rynku, który w różny sposób jest skrępowany.
Poza tym, czy nie patrzy Pan zbyt subiektywnie? To brutalne, oo napiszę, ale nie ma co się łudzić. Celem rynku nie jest przynoszenie zysku producentom, ale optymalna alokacja zasobów. Wiem, że Pana to osobiście guzik obchodzi. Pan chce mieć zysk. Pracownicy też chcą mieć wysokie pensje. Ja też. I wszyscy mają wiele argumentów na poparcie ich stanowiska. Ale ostatecznie to zawsze rynek ma rację.
Odpowiedz
Ad. 6
Ze wszystkim się zgadzam, tylko czy przy subiektywnej ocenie wartości można napisać, że celem rynku jest optymalna alokacja zasobów? W końcu każdy ma inne preferencje nie zawsze racjonalne.
Odpowiedz
Ad 7
Oczywiście, że można. Celem jest wtedy optymalna alokacja ze względu na subiektywne wartościowanie świata poszczególnych ludzi. Nie jest to tak wąsko pojmowana racjonalnośc jak przy np. wyznaczacniu ekstremów funkcji celów matematycznymi metodami.
Odpowiedz
"Ważnym czynnikiem takiego spadku jest zmniejszenie ilości pożyczek w systemie rezerwy cząstkowej. Istnienie banku centralnego i bankowości opartej na rezerwie cząstkowej pozwala bankom komercyjnym na kreowanie kredytu, który nie jest oparty na oszczędnościach innych ludzi, czyli tworzonego praktycznie z niczego."
Znowu to samo ...
Deflacja w opinii rządu jest zła bo przyczynia się do zmniejszenia PKB a jak wiadomo 22%VAT trafia do budżetu.
Inflacja jest korzystna oczywiście dla kredytobiorców, no chyba, że tak jak większość kredytów komercyjnych jest indeksowana w zależności od inflacji, w przeciwieństwie oczywiście do papierów dłużnych rządowych, te jakoś są na stały procent.
Tak więc deflacja oznacza dla rządu nie dość, że spadek przychodów to jeszcze realny wzrost wartości dotychczasowych zobowiązań.
Jakoś autor tego nie zauważył, dlaczego? Czyżby apolityczność?
Odpowiedz
@Stanisław, "większość kredytów komercyjnych jest indeksowana w zależności od inflacji" - huh? Czegoś nie wiem? Bo ja w ogóle nie widziałem, przynajmniej w PL, żadnych kredytów komercyjnych indeksowanych do inflacji. Podobnie w USA - większość kasy którą obracają przedsiębiorstwa to krótkoterminowy kredyt (rynek pieniądza), który nie narzuca żadnego indeksowania, są to normalne pożyczki na normalny procent...
Odpowiedz
Ad.9
"Tak więc deflacja oznacza dla rządu nie dość, że spadek przychodów to jeszcze realny wzrost wartości dotychczasowych zobowiązań."
Ale idąc dalej tym samym tokiem myślenia oznacza również dla rządu spadek wydatków.
Odpowiedz
polecam wykład na temat deflacji:
http://www.youtube.com/watch?v=LhKC6F_-uzk
w ostatniej części jest mowa o skutkach politycznych deflacji. także nie spodziewam się aby kiedykolwiek politycy pozwolili na to.
Odpowiedz
@panika
"są to normalne pożyczki na normalny procent…"
czy normalny procent to taki który ma stałą wartość odsetek czy też zależną od inflacji?
@Mateusz
w jaki sposób? Możesz wyjaśnić.
Odpowiedz
Witam.
Jaki będzie wpływ deflacji w USA (przed QE3) na złotówkę względem CHF?
Odpowiedz
@ 10
Kredyty maja oprocentowanie libor/wibor etc + marza. Sadze, ze o to chodzilo przy stweirdzeniu uzaleznienia kredytow konsumenckich od inflacji.
Odpowiedz
Przy inflacji rynek komputerowy przynosiłby producentom jeszcze większe zyski. Klasyczne co widać, a czego nie widać.
Odpowiedz