Powrót
Monopole i zmowy cenowe

Levy: Osiem argumentów przeciw prawu antymonopolowemu

0
Robert A. Levy
Przeczytanie zajmie 8 min
Levy_Osiem argumentów przeciw prawu antymonopolowemu
Pobierz w wersji
PDF EPUB MOBI

Źródło: cato.org 

Tłumaczenie: Jakub Juszczak 

Konkurencja jest nieodzownym elementem systemu kapitalistycznego. W związku z tym, gdy wydaje się, że dana korporacja uzyskała wystarczającą dominację na rynku po to, aby zniechęcić swoich konkurentów, kuszące jest zwrócenie się do rządu w celu dokonania interwencji zrealizowanej poprzez wprowadzenie w życie przepisów antymonopolowych. Należy się jednak oprzeć tej pokusie, chyba że chodzi o zaradzenie monopolowi stworzonemu przez sam rząd. 

Opublikowałem kilka wariantów tej krytyki — głównie w związku ze sprawą antymonopolową przeciwko Microsoftowi podczas tzw. wojen przeglądarkowych. Dziś krytyka ta wymaga rekapitulacji, ponieważ Departament Sprawiedliwości kontynuuje swoją nierozsądną krucjatę przeciwko korporacji Apple — z korzyścią dla jej konkurentów a kosztem wszystkich konsumentów. 

Wedle powszechnie powtarzanego argumentu, bez stałej czujności ze strony Departamentu Sprawiedliwości i Federalnej Komisji Handlu, wielkie korporacje bezlitośnie niszczyłyby swoich mniejszych rywali, podnosząc ceny i zwiększając zyski kosztem konsumentów. Kiedy wielkie korporacje przejmują istotny udział na danym rynku, oczywistym wydaje się zastosowanie przepisów antymonopolowych. Istnieje jednak ciemna strona prawa antymonopolowego. Przepisy te, według słów byłego prezesa Rezerwy Federalnej Alana Greenspana, są „zlepkiem złożonym z ekonomicznej irracjonalności i ignorancji”. 

Po pierwsze, prawo antymonopolowe wypacza ideę własności prywatnej. Przekształca ją ono w pewną formę własności społecznej, która ma być projektowana odgórnie przez urzędników państwowych i dystrybuowana na warunkach sprzyjających rywalom korporacyjnym, którzy dążą do upadku lidera rynkowego. Niektórzy zwolennicy wolnego rynku popierają ten proceder, pomimo destrukcyjnych skutków pozbawienia ochrony własności prywatnej przed konfiskatą. Jeśli nowa technologia ma zostać uznana za własność publiczną, to nie powstanie ona w przyszłości na rynku. Jeśli technologia ma być własnością prywatną, to nie może być wywłaszczana przez państwo. Gdy wywłaszczenie stanie się środkiem zaradczym z wyboru, jest mało prawdopodobne by gęś, jaką jest zyskowne przedsiębiorstwo, nadal znosiła złote jaja. 

Zasada jest prosta: Nikt poza właścicielem nie ma praw do stosowania opracowanej przez niego technologii. Konsumenci nie mogą zadekretować, aby produkt był dostarczany po określonej cenie lub z określonymi cechami. Konkurenci nie mają prawa do wyłącznego korzystania z danych zalet produktu. Żądając, aby dzieło jednej firmy było wykorzystywane z korzyścią dla konkurentów, a nawet konsumentów, rząd lekceważy podstawowe zasady wolnego rynku i wolności jednostki. 

Po drugie, przepisy antymonopolowe są niedookreślone, nieobiektywne i często działają wstecz. Ze względu na niejasne regulacje i sprzeczne orzecznictwo, firmy nigdy nie mogą być do końca pewne, co stanowi dopuszczalne zachowanie. Postępowanie, które w danych okolicznościach jest legalne, w jakiś sposób przekształca się w naruszenie prawa antymonopolowego w innych warunkach. Normalne praktyki biznesowe — rabaty cenowe, ulepszenia produktów, zawieranie umów na wyłączność — stają się naruszeniem prawa. Firmy, które nie są oskarżane o monopolistyczne praktyki oparte o narzucanie zbyt wysokich cen, są oskarżane o dumping, gdy pobierają zbyt niskie opłaty, lub o zmowę cenową, gdy proponują te same ceny. 

Po trzecie, prawo antymonopolowe opiera się na statycznej wizji rynku. Na prawdziwych rynkach sprzedawcy dążą do stworzenia mini-monopoli. Zyski z przewagi rynkowej są motorem napędzającym gospodarkę. Tak więc to, co może się wydarzyć w utopijnym, doskonale konkurencyjnym środowisku, nie odpowie nam na pytanie, czy interwencja rządu jest konieczna lub odpowiednia dla rzeczywistego rynku. Właściwym punktem odniesienia jest rynek, który będzie ewoluował jeśli przepisy antymonopolowe, karząc za osiągnięty sukces, wyeliminują bodźce do tworzenia nowych i ulepszonych produktów. Rynki dostosowują się szybciej niż mogłyby to zrobić przepisy antymonopolowe. Rządzą konsumenci, a nie producenci. A konsumenci mogą wyeliminować każdy produkt i każdą firmę, bez względu na to, jak ona jest potężna czy oparta o silne podstawy. Wystarczy zapytać o firmy takie jak WordPerfect, Lotus lub Polaroid. 

Po czwarte, środki zapobiegawcze stosowane w prawie antymonopolowym są opracowywane przez biurokratów, którzy nie rozumieją, jak działa rynek. Straty ekonomiczne wynikające z nadmiernych regulacji mogą wyrządzić ogromne szkody producentom i konsumentom. To nie przeszkadza rządowi przeć naprzód w imię korygowania niedoskonałości rynku, najwyraźniej nie biorąc pod uwagę konsekwencji takich interwencji. Zwolennicy prawa antymonopolowego mówią nam, że rządowi planiści wiedzą, które produkty powinny zostać wycofane z rynku bez względu na to, co faktycznie preferują konsumenci. Problem z tym argumentem polega na tym, że zastosowany konsekwentnie prowadzi bezpośrednio do wprowadzenia stanu paternalizmu, czyli do idei, według której elitarny korpus ekspertów zna nasze interesy lepiej niż my sami — i może regulować nasze sprawy po to, aby zaspokoić je lepiej niż robi to rynek. 

Clou problemu nie stanowi to, czy jeden produkt jest lepszy od drugiego, ale to, kto o tym ma o tym decydować — konsumenci, ujawniający swoje preferencje realizujący zakupy na rynku, czy specjaliści z Departamentu Sprawiedliwości lub Federalnej Komisji Handlu, oceniający cechy różnych towarów i usług. Kiedy dajemy możliwość rządowi podejmować takie decyzje za nas, pozwalając tym samym by te decyzje przeważały nad subiektywnymi wyborami konsumentów, przestajemy udawać, że rynek faktycznie jest „wolny”. W ten sposób ograniczamy wybór konsumentów tylko do zbiurokratyzowanej oceny koncentrującej się wyłącznie na cechach technicznych dóbr, nie zważając na to, że produkty są również pożądane ze względu na jakość, cenę, obsługę w trakcie ich sprzedaży, wygodę i wiele innych zmiennych. 

darowizna.jpg

Po piąte, prawo antymonopolowe jest wykorzystywane przez rywali biznesowych i ich sojuszników do celów politycznych. Zamiast skupiać się na nowych i lepszych produktach, niezadowoleni rywale próbują wykorzystać prawo współpracując z kongresmenami i ich pracownikami, urzędnikami antymonopolowymi oraz najlepszymi firmami lobbingowymi i public relations, jakie istnieją. Wkrótce firma będąca celem ataku odpowiada tym samym — wykorzystując wpływy polityczne w celu wyeliminowania konkurentów. Urząd, zamiast działać na jego korzyść, niszczy przedmiot swojej ochrony. Politycy są głównie wykonawcami rozkazów. Dlatego otrzymujemy taki rząd, o jaki prosimy — w tym opresyjne regulacje. Obywatele, którzy są zaniepokojeni dominacją ogromnych korporacji na prywatnych rynkach powinni jeszcze bardziej martwić się tym, że te same organizacje zdecydują się na zastosowanie metod politycznych — upolityczniając konkurencję w celu realizacji prywatnych interesów. 

Po szóste, bariery wejścia na rynek są tworzone przez rząd, a nie prywatne przedsiębiorstwa. Zgodnie z prawem antymonopolowym, właściwym testem mającym sprawdzić skuteczność interwencji rządu jest to, czy bariery wejścia na rynek faktycznie uniemożliwiają znaczący poziom konkurencji. Czymże jednak są owe „bariery”? Kiedy firma stosuje reklamę, obniża ceny, poprawia jakość produktów, dodaje funkcje lub oferuje lepszą obsługę, zniechęca swoich rywali. Nie może ich jednak wykluczyć z rynku. Prawdziwe bariery powstają w wyniku niewłaściwego działania rządu, a nie działań prywatnych, a powstają w wyniku wprowadzania przepisów dotyczących specjalnych interesów lub błędnie przyjętego systemu regulacyjnego, który chroni istniejących producentów przed konkurencją. Kiedy rząd przyznaje ulgi podatkowe, subsydia, gwarancje ubezpieczeniowe i pożyczki lub uchwala cła i kontyngenty celne w celu ochrony krajowych firm przed zagraniczną konkurencją, tworzy takie same bariery, które przepisy antymonopolowe miały pierwotnie wykluczyć. W taki oto sposób bariery powstają a następnie są utrzymywane przez rząd — za pieniądze podatników. Rozwiązaniem problemu, dalekim od metod prawa antymonopolowego, jest w pierwszej kolejności likwidacja tych regulacji. 

Po siódme, konkurenci mogą zostać błędnie scharakteryzowani jako monopoliści, jeżeli rynek, na którym działają został zdefiniowany za wąsko. Pierwszym krokiem regulacji antymonopolowych jest zdefiniowanie właściwego rozmiaru rozważanego rynku. Na tym etapie można określić, czy i w jakim stopniu firmy wykorzystują wystarczającą siłę rynkową, aby uzasadnić interwencję rządu. Weźmy pod uwagę przedsiębiorstwa z branży mediów społecznościowych. Czy na przykład Facebook jest tak dominujący, że jego klienci są jakkolwiek poszkodowani, a rywale wyeliminowani z rynku? Niektórzy sceptycy zauważyliby, że Facebook jest usługą darmową a reklamy, napędzane danymi konsumentów, są powszechnejsze i tańsze niż kiedykolwiek. Inni zauważą, że miliardy użytkowników korzystają z alternatywnych mediów społecznościowych, takich jak TikTok, Twitter, Reddit i LinkedIn. Być może jednak ważniejsze jest następujące spostrzeżenie: Właściwy rynek to nie tylko media społecznościowe. Misją Facebooka jest komunikowanie się ze swoimi klientami i zapewnianie forum wymiany informacji. Ta sama misja, szeroko zdefiniowana, napędza nie tylko media społecznościowe, ale także telewizję, radio, gazety, czasopisma, pocztę bezpośrednią, filmy, książki i wiele innych. Które firmy w takim przypadku stanowią właściwy rynek? Jednoznaczna odpowiedź na to pytanie nie może zostać określona. 

Wątpliwości co do roli ustawodawstwa antymonopolowego są powszechniejsze, oto artykuł Waltera Blocka na podobny temat:
Block_Błędne argumenty za prawem antymonopolowym

Monopole i zmowy cenowe

Block: Błędne argumenty za prawem antymonopolowym

Po ósme, prawo antymonopolowe będzie niechybnie wykorzystywane przez pozbawionych zasad moralnych polityków jako polityczna pałka. Zbyt często władza wykonawcza wykorzystywała przepisy antymonopolowe do wymuszania posłuszeństwa na przedsiębiorstwach „niechętnych do współpracy”. Przypomnijmy sobie, jak prezydent Nixon użył groźby pozwu antymonopolowego skierowanym przeciwko trzem głównym sieciom telewizyjnym po to, aby wymusić bardziej przychylne relacje w mediach. Na taśmie, której treść została szeroko nagłośniona, Nixon powiedział swojemu adiutantowi Chuckowi Colsonowi: „Nasza korzyść jest ważniejsza niż zysk ekonomiczny. Nie obchodzi nas on. Nasza gra ma wyłącznie charakter polityczny”. Gdyby Nixon był jedynym winowajcą, byłoby to już wystarczająco szkodliwe. Ale dzisiejsza krucjata przeciwko Apple sugeruje, że administracja Bidena szuka zysków politycznych, atakując ogromną i niezwykle bogatą korporację, nie zważając na wynikające z tego straty gospodarcze. Lekcja jest jasna: groźba nadużycia władzy publicznej jest znacznie większa niż groźba prywatnej władzy rynkowej. 

Ponad dwa wieki temu, w Bogactwie narodów, Adam Smith zauważył, że: „Rzadko się zdarza, aby spotkanie ludzi tego samego zawodu, nawet tylko dla zabawy czy rozrywki, kończyło się inaczej, jak zmową przeciw ogółowi lub jakimś układem co do podniesienia cen”[1]. Ostrzeżenie to, pochodzące od samego ojca leseferyzmu, było często cytowane przez zwolenników prawa antymonopolowego w celach usprawiedliwienia wszelkiego rodzaju interwencjonizmu. Ci sami zwolennicy tych regulacji, nieostrożnie lub przebiegle, rzadko wspominają o kolejnym zdaniu autorstwa Smitha: „Nie sposób oczywiście zapobiec takim spotkaniom przez jakieś prawo, gdyż albo nie można by go wprowadzić w życie, albo też nie byłoby ono zgodne z wolnością i sprawiedliwością”[2]. 

Źródło ilustracji: pixabay

Bibliografia i przypisy
Kategorie
Interwencjonizm Monopole i zmowy cenowe Teksty Tłumaczenia

Czytaj również

DiLorenzo_Mit-monopolu-naturalnego.jpg

Monopole i zmowy cenowe

DiLorenzo: Mit monopolu naturalnego

Twierdzenie, jakoby teorię monopoli najpierw opracowali ekonomiści, a dopiero potem została ona użyta przez ustawodawców do „uzasadnienia” przywileju monopolowego, jest mitem. W rzeczywistości monopole tworzono dziesiątki lat przed tym, kiedy teorię sformalizowali popierający interwencjonizm ekonomiści, którzy użyli jej później jako racjonalizacji ex post dla interwencji państwowej.

Tłumaczenia

Armentano: Krytyczny przegląd teorii monopolu

Jedną z najbardziej kontrowersyjnych dziedzin ekonomii austriackiej, na której temat toczą się ostre dysputy wśród najbardziej nawet uznanych teoretyków, jest teoria monopolu. Rzeczywiście, jak zobaczymy w niniejszym artykule, nie są to jedynie niuanse semantyczne, ani szczegóły, które nie niosą żadnych teoretycznych implikacji. Są to ważne, a wręcz fundamentalne niezgodności między najznamienitszymi Austriakami, na które złożyły się całkowicie rozbieżne teorie dotyczące definicji monopolu, jego powstania oraz przypuszczalnego wpływu na suwerenność konsumentów i efektywność alokacji zasobów.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz samodzielnie określić warunki przechowywania lub dostępu plików cookie w Twojej przeglądarce.