Źródło: mises.org
Tłumaczenie: Jakub Juszczak
Podczas niedawnego przemówienia w Portugalii, Christine Lagarde, prezes Europejskiego Banku Centralnego (EBC) ostrzegła przed pojawieniem się stablecoinów. Stwierdziła Ona, że mogą one doprowadzić do powstania „nowych prywatnych walut”. Te stablecoiny, które są tokenami zabezpieczonymi walutami fiducjarnymi, stanowią poważne zagrożenie zarówno dla suwerenności państw, jak i „wspólnego dobra” waluty. Dlatego też wzywa ona do ich regulacji na poziomie globalnym.
Z jej wypowiedzi jasno wynika, że głównym zagrożeniem związanym z tymi aktywami cyfrowymi jest ich popularność wśród społeczeństw, które postrzegają je jako stosunkowo prosty sposób na uzyskanie ekspozycji na „najmniej najgorsze” waluty fiducjarne, z dolarem amerykańskim na czele. Według pani Lagarde, sukces ten na rynkach kryptowalut podważa skuteczność polityki pieniężnej banków centralnych, która realizowana poprzez zmniejszenie ilości pieniądza dostępnego w tradycyjnych bankach komercyjnych:
Myślę, że padamy ofiarą pewnego zamętu pojęciowego dotyczącego pieniądza, środków płatniczych i infrastruktury rozliczeniowej, który jest przyspieszany lub podkreślany w wyniku stosowania technologii, a zwłaszcza niektórych jej typów. Uważam pieniądz za dobro publiczne, a nas samych za urzędników państwowych odpowiedzialnych za zabezpieczenie i ochronę tego dobra publicznego.
Obawiam się, że wspomniane wcześniej zacieranie się granic może doprowadzić do prywatyzacji pieniądza. Nie sądzę, aby było to celem, dla którego zostaliśmy powołani do wykonywania naszej pracy, ani też nie jest to dobre dla dobra publicznego, jakim jest pieniądz.
Kolejną interesującą kwestią w wypowiedzi Christine Lagarde jest to, że podobnie jak Andrew Bailey (prezes Banku Anglii) twierdzi ona, iż stablecoiny „udają” waluty, którymi nie są. Według nich stablecoiny nie mogą być walutami, ponieważ nie są emitowane przez organy publiczne, ale przez przedsiębiorstwa — innymi słowy, przez sam rynek.
Problem leży w tym postrzeganiu waluty jako „dobra publicznego”, za zarządzanie, gwarancję i ochronę, za które odpowiedzialni są urzędnicy banku centralnego.
„Dobro publiczne”
Pojęcie „dobra publicznego” często kojarzy się z pojęciem interesu ogólnego. Wbrew temu, co wydają się głosić banki centralne, dobro ogółu nie leży w scentralizowanym zarządzaniu i państwowym monopolu na pieniądze. W rzeczywistości każda waluta kontrolowana według uznania organu centralnego, który nie odpowiada przed nikim, stanowi zagrożenie dla interesu ogólnego.
Najpierw zdefiniujmy, co oznacza pojęcie „dobro publiczne”. Według Fryderyka Bastiata — wybitnej postaci klasycznego liberalizmu — dobro publiczne obejmuje wszystko, co poprzedza i wykracza poza wszelkie ludzkie ustawodawstwo: wolność, własność i „osobowość” — czyli godność, życie i wyjątkowe zdolności każdej jednostki. Jest to wszystko, co prawo pozytywne (stworzone przez państwo) powinno chronić, a nie nieustannie atakować, jak to ma miejsce obecnie. Historycznie rzecz biorąc, zarówno dla klasycznych liberałów, jak i ekonomistów austriackich, interes ogólny postrzegano jako leżący w wszystkich spontanicznych instytucjach, które jednostki tworzyły przez pokolenia. Dlatego też wszelkie dążenia ustawodawcy do dekonstrukcji i rekonstrukcji tych instytucji w imię „nowego zbiorowego interesu ogólnego” stanowią atak na prawdziwy interes ogólny, który wyłonił się ze spontanicznych ludzkich działań. Tak jest oczywiście w przypadku waluty — jednej z pierwszych instytucji, którą poddano manipulacji — ponieważ monopol na emisję waluty jest najpotężniejszym monopolem, jaki grupa jednostek może wywierać na masy społeczne. Jak ujął to Hayek:
W wolnym społeczeństwie dobro ogółu polega zasadniczo na ułatwianiu jednostkom dążenia do znanych tylko im celów. (…)
Najważniejszym spośród dóbr publicznych, do których potrzebny jest rząd, nie jest więc bezpośrednie zaspokojenie jakiś konkretnych potrzeb, lecz zapewnienie warunków sprzyjających wzajemnemu zaspokajaniu potrzeb przez jednostki i mniejsze grupy.[1]
Historia pokazuje, że system bankowości centralnej nieustannie narusza dobro publiczne — a mianowicie własność, wolność osobistą i indywidualność — co czyni poprzez centralizację, dewaluację i upolitycznienie waluty. Wynikiem tych polityk jest to, że waluta nie jest w stanie spełniać swojej roli jako odzwierciedlenie względnej rzadkości dóbr, jako środek wymiany oraz jako środek przechowywania wartości. Krótko mówiąc, dzisiejsza waluta fiducjarna — wynikająca z monopolu państwa — nie posiada już kluczowych właściwości waluty.
Co jednak, jeśli rolą banków centralnych było właśnie zniszczenie „dobra publicznego”, które waluta ma reprezentować, wykorzystując ją jako narzędzie legalnej grabieży poprzez inflację monetarną, powodując niestabilność gospodarczą poprzez manipulowanie rynkowymi stopami procentowymi oraz wykorzystując ją jako broń przeciwko wolnościom indywidualnym poprzez ciągłe zwiększanie kontroli rządu nad życiem jednostek?
W tym kontekście obietnica europejskiej cyfrowej waluty banku centralnego (CBDC) może być postrzegana jako kulminacja tego skoordynowanego ataku na prawdziwe dobro publiczne. W tym kontekście obietnica wprowadzenia europejskiej waluty cyfrowej banku centralnego (CBDC) może być postrzegana jako kulminacja tego skoordynowanego ataku na prawdziwe dobro publiczne.
Prywatne waluty i strach przed wolną konkurencją walutową
Ponadto, Hayek napisał w pracy Denacjonalizacja pieniądza:
Jeśli mamy zachować funkcjonującą gospodarkę rynkową (a wraz z nią wolność indywidualną), nic nie może być pilniejsze niż rozwiązanie bezbożnego małżeństwa między polityką pieniężną i fiskalną, długo utajnione, ale formalnie poświęcone zwycięstwem ekonomii keynesowskiej.[2]
Wbrew temu, co sugeruje Christine Lagarde, system monetarny oparty na „prywatnych walutach” byłby najlepszym sposobem promowania i obrony idei „dobra publicznego” oraz powiązanego z nim interesu ogólnego. Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że dając jednostkom możliwość wyboru waluty w naturalny sposób wybieraliby oni najlepszą jej formę, jaką może im zaoferować rynek: rzadką walutę, odzwierciedlającą niedobór na świecie, neutralną, niepodlegającą opodatkowaniu i pewną. Walutę, w której możemy przechowywać naszą energię i czas, aby jak najdłużej odłożyć i rozłożyć jej wykorzystanie. Idealnie byłoby, gdyby była to waluta pozostająca poza zasięgiem skorumpowanych i omylnych ludzi.
Takie stanowisko reprezentują ekonomiści austriaccy, tacy jak Hayek w cytowanej wyżej pracy Denacjonalizacja pieniądza. Według niego emisja prywatnych walut i swobodna konkurencja między walutami doprowadziłyby do powstania waluty lepszej jakości, ponieważ podlegałaby ona spontanicznym mechanizmom adopcji. Mechanizm ten zakłada naturalną konwergencję indywidualnych preferencji w kierunku jednego środka wymiany. Kierując się tą logiką, osoby mające swobodę wyboru waluty będą naturalnie preferować tę, która najlepiej zachowuje swoją wartość, jest najbardziej wiarygodna dla obliczeń ekonomicznych oraz najmniej podatna na manipulacje i fałszerstwa ze strony ludzi.
W warunkach równych szans — gdzie suma indywidualnych interesów stałaby się de facto interesem ogólnym — w zderzeniu z walutami prywatnymi euro, podobnie jak każda inna waluta fiducjarna, nie miałoby żadnych szans.

