Źródło: mises.org
Tłumaczenie: Jakub Juszczak
Artykuł ten jest 27 rozdziałem książki Waltera Blocka Defending the Undefendable, wydanej przez Mises Institute w Alabamie w 2018 r.
Zanieczyszczający przestrzeń publiczną znajdzie dziś bardzo niewielu obrońców. Jest on osaczany dosłownie ze wszystkich stron, a na jego barki spadają ataki grup chcących czynić dobro społeczne. Stacje radiowe i telewizyjne nadają wiadomości przeciwko zanieczyszczaniu „w czynie społecznym”, natomiast stowarzyszenia sąsiedzkie i rodzicielsko-nauczycielskie, grupy kościelne i organizacje obywatelskie są zgodne w kwestii zaśmiecania. Przemysł filmowy, który musi pomijać wiele tematów jako zbyt kontrowersyjnych, prezentuje jednoznaczne stanowisko w stosunku do zanieczyszczeń. Widać więc, że sprzeciw wobec zanieczyszczenia jednoczy ludzi.
Istnieje jednak jeden mały, pozornie nieistotny szczegół, który podważa taką argumentację. Zanieczyszczanie może mieć miejsce tylko w miejscach publicznych, nigdy zaś w prywatnych. Reklamy pokazujące rzekome zło zaśmiecania, rozgrywają swoją akcję na autostradach, plażach, ulicach, w parkach, metrze lub publicznych łaźniach — zasadniczo miejscach publicznych. Nie dzieje się tak dlatego, że większość przypadków zaśmiecania ma tam miejsce. Jest to kwestia definicji. Działanie jakie określamy mianem „zanieczyszczania”, gdyby zaszło w miejscu prywatnym, najprawdopodobniej nie zyskałoby takiego miana. Kiedy tłumy opuszczają stadion, kino, teatr, koncert lub cyrk, to, co pozostaje na siedzeniach i w przejściach, nie jest i nie może być traktowane jako śmieci. Są to różnego rodzaju pozostałości, brud lub odpady, ale nie zanieczyszczenie. Po normalnych godzinach pracy w centrum naszych miast legiony sprzątaczy oczyszczają prywatne banki, sklepy, restauracje, budynki biurowe, fabryki itp.
Zajmują się sprzątaniem i w żadnym wypadku nie zbierają żadnych zanieczyszczeń. Równolegle z tym, co dzieje się w miejscach prywatnych, służba porządkowa sprząta publiczne ulice i chodniki, zbierając pozostające tam śmieci.
Obecnie nie istnieje prawdziwe rozróżnienie między zanieczyszczaniem miejsc publicznych a pozostawianiem śmieci w miejscach prywatnych. Nie ma powodu, aby nazywać to pierwsze a nie to drugie „zanieczyszczaniem”, ponieważ w obu przypadkach chodzi o to samo. W obu przypadkach powstawanie śmieci towarzyszy procesowi produkcji lub konsumpcji.
W niektórych przypadkach pozostawienie śmieci do późniejszego odbioru jest optymalnym rozwiązaniem. Na przykład dla stolarza sprzątanie wiórów drewnianych podczas pracy jest zbyt czasochłonne. Łatwiej i taniej jest pozwolić, aby „śmieci” (wióry drzewne) gromadziły się i były zamiatane pod koniec dnia lub w trakcie okresowych przerw. Kierownik fabryki może rozpocząć kampanię przeciwko „zaśmiecaniu” i zmusić stolarzy do utrzymywania miejsca pracy wolnego od wszelkich nagromadzonych wiórów. Mógłby nawet egzekwować ten nakaz, grożąc grzywną w wysokości 50 dolarów. Jednak przy takich zasadach jego pracownicy mogliby zrezygnować z pracy, a jeśli nie zrezygnowaliby, koszty produkcji wzrosłyby znacząco, a on straciłby klientów na rzecz konkurencyjnych fabryk.
Z drugiej strony, zaśmiecanie nie może być dopuszczalne w ramach praktyki medycznej. Sale operacyjne, gabinety konsultacyjne lub zabiegowe muszą być zdezynfekowane, dobrze oczyszczone i wolne od zanieczyszczeń medycznych. Nieprzeprowadzenie zdecydowanej strategii przeciwdziałania zaśmiecaniu mogłoby narazić administratora szpitala na upadłość, ponieważ wyszłoby na jaw, że jego placówka nie spełnia standardów higieniczno-sanitarnych.
W przypadku konsumpcji większość restauracji, na przykład, nie prowadzi kampanii przeciwko śmieceniu. Na ścianach restauracji nie ma znaków zakazujących upuszczania widelców, serwetek czy okruchów chleba. Restauracja mogłaby zakazać śmiecenia, ale straciłaby klientów na rzecz innych lokali.
To, co łączy te pozornie różne przykłady, to zobrazowanie faktu tego, że na rynku decyzja o tym, czy i ile śmieci należy tolerować, opiera się ostatecznie na życzeniach i pragnieniach konsumentów! Kwestia ta nie jest traktowana w sposób upraszczający i nie ma powszechnego oburzenia, by „pozbyć się śmieciarzy”.
Należy raczej starannie rozważyć koszty i korzyści wynikające z przyzwolenia na gromadzenie się odpadów. W zakresie, w jakim koszty wywozu śmieci są niskie, a szkody powodowane przez gromadzące się śmieci są wysokie, śmieci są często odbierane, a za pozostawianie ichprzewidywane są surowe kary — tak jak w podanym przykładzie zaśmiecania placówki medycznej. Jeśli koszty wywozu śmieci są wysokie, a szkody powodowane przez ich gromadzenie są niskie, wywóz śmieci odbywa się rzadziej i za pozostawienie śmieci nie grożą żadne kary. Te różnice w podejściu do polityki nie wynikają z żadnego prawa stanowionego przez rząd, ale są rezultatem procesu rynkowego. Przedsiębiorcy, którzy nie działają zgodnie z dokładną analizą zysków i strat, tracą klientów — albo bezpośrednio, gdy klienci w gniewie odchodzą, albo pośrednio, gdy wyższe koszty działalności pozwalają konkurencji na uzyskanie przewagi cenowej.
System oparty na potrzebach i pragnieniach osób zainteresowanych jest bardzo elastyczny. W każdym przykładzie zasady dotyczące zaśmiecania są dostosowane do wymogów konkretnej sytuacji. Co więcej, taki system jest w stanie szybko reagować na zmiany, czy to poprze zmianę kosztów zbierania śmieci, czy w wycenie szkód powodowanych przez niezebrane śmieci. Gdyby na przykład w szpitalach zainstalowano system umożliwiający wywóz śmieci przy bardzo niskich kosztach lub gdyby pragnienia konsumentów dotyczące śmieci uległy wyraźnej zmianie, administratorzy szpitali przestaliby stosować wyżej określone rygorystyczne zasady. Szpitale, którym nie udałoby się dostosować do nowych technologii i zmiany gustów, straciłyby pacjentów na rzecz innych instytucji. Są to prywatne szpitale nastawione na zysk. Szpitale publiczne, które uzyskują fundusze z obowiązkowego opodatkowania, nie mają takich zachęt, aby zadowolić klientów.
Z drugiej strony, gdyby odkryto, że puszki po napojach gazowanych i pudełka po popcornie, pozostawione pod siedzeniami na stadionach baseballowych, są nośnikiem chorób lub przeszkadzają w oglądaniu meczu, zasady dotyczące śmieci na stadionach zostałyby automatycznie zmienione przez właścicieli stadionów, bez żadnego edyktu rządowego.
Rozważając kwestię zaśmiecania domeny publicznej nie ma precyzyjnie dostosowanego systemu odpowiadającego na rzeczywiste potrzeby i pragnienia ludzi. Przestrzeń publiczna jest raczej domeną rządu, a rząd traktuje żądania konsumentów w dość lekceważący sposób, niemal całkowicie je ignorując. Przedsiębiorstwo rządowe jest jedynym typem przedsiębiorstwa, które z niezłomną determinacją dąży do całkowitego wyeliminowania popytu na zaśmiecanie, odmawiając tym samym dostosowania się do pragnień konsumentów lub zmieniającej się technologii. Prawo jest prawem1. Rząd może funkcjonować w ten sposób, ponieważ znajduje się poza rynkiem. Nie uzyskuje bowiem swoich dochodów z realizacji dobrowolnego handlu, zdobywa je zdobywa poprzez opodatkowanie, proces całkowicie niezwiązany z jego zdolnością do zaspokajania potrzeb klientów.
Tłumaczenia
Rządowym argumentem przeciwko zaśmiecaniu jest brak szacunku dla praw innych. Argument ten jest jednak bezzasadny. Cała koncepcja zaśmiecania prywatnego jest tego przykładem. Gdyby zaśmiecanie było naruszeniem praw i odmową wzięcia pod uwagę komfortu innych ludzi, to co ze „śmieciami” w restauracjach, na boiskach, w fabrykach itp.? Śmieci na rynku prywatnym są częścią zaspokajania pragnień konsumentów w zakresie komfortu. Zaśmiecanie nie narusza praw właściciela restauracji w większym stopniu niż jedzenie, ponieważ za jedno i drugie się płaci.
Jak należy interpretować brak utrzymania przez rząd elastycznej polityki dotyczącej zaśmiecania w sektorze publicznym? Nie jest to całkowicie spowodowane obojętnością wobec tematu, chociaż o wiele łatwiej jest całkowicie czegoś zakazać, niż zająć się tym w rozsądny sposób. Wyjaśnienie jest takie, że żaden rząd, bez względu na to, jak bardzo jest zainteresowany lub jak dobre ma intencje, nie może utrzymać elastycznej polityki dotyczącej zaśmiecania. Taka polityka musi być wspierana przez system cenowy — system zysków i strat — aby mierzyć koszty i korzyści zaśmiecania i automatycznie karać menedżerów, którzy nie dostosowali się odpowiednio do warunków rynkowych. Gdyby rząd wprowadził tego typu system, nie byłby to już system sterowany przez niego, ponieważ nie mógłby polegać na najbardziej obmierzłym elemencie rządu — mianowicie na systemie podatkowym, całkowicie niezwiązanym z sukcesem w zaspokajaniu potrzeb konsumentów.
Nieelastyczność działań rządu może czasami przybierać dziwne formy. Przez wiele lat w Nowym Jorku nie istniały żadne skuteczne obostrzenia dla właścicieli psów, którzy pozwalali swoim pupilom wypróżniać się na ulicach i chodnikach. Obecnie istnieje ruch na rzecz zakazu defekacji psów na ulicach i chodnikach, zainicjowany przez grupy obywatelskie zorganizowane pod hasłem „dzieci są ważniejsze od psów”. Potencjalna elastyczność rynku jest całkowicie ignorowana przez obie te frakcje. Nigdzie nie uświadomiono sobie, że psie „śmieci” można ograniczyć do określonych miejsc. Kwestia ta jest postrzegana jako wybór między całkowitym zakazem, a dopuszczeniem jej wszędzie. Wyobraźmy sobie korzystne efekty, jakie nastąpiłyby, gdyby ulice i chodniki były własnością prywatną. Większa elastyczność wynikałaby z korzyści, jakie przedsiębiorcy uzyskaliby za opracowanie metod zaspokajania potrzeb obu grup.
Niektórzy mogą sprzeciwiać się prywatnej własności chodników na tej podstawie, że właściciele psów musieliby płacić za korzystanie z „psiego wychodka”, z którego obecnie korzystają bezpłatnie (zakładając, że nie ma zakazu defekacji psów). Jest to jednak błędne, ponieważ żadna osoba, w tym właściciel psa, nie może bezpłatnie korzystać z chodników. Chodniki, podobnie jak wszystkie inne dobra i usługi dostarczane przez rząd są opłacane przez obywateli z podatków! Obywatele płacą nie tylko za pierwotny koszt chodników, ale także za ich utrzymanie, konserwację, ochronę i sprzątanie.
Trudno jest przewidzieć, w jaki dokładnie sposób wolny rynek funkcjonowałby w tym obszarze, ale można zaryzykować pewne przypuszczenia. Być może kilku zaradnych przedsiębiorców mogłoby stworzyć ogrodzone piaszczyste obszary, z których mogłyby korzystać psy. Przedsiębiorcy ci mogliby zawrzeć dwie oddzielne umowy, jedną z właścicielami psów, która określałaby opłatę za korzystanie z terenu, a drugą z właścicielami śmieciarek, określającą koszt obsługi tych terenów. Dokładna lokalizacja i liczba tych obszarów, podobnie jak w przypadku każdej usługi, byłaby określana na podstawie potrzeb zaangażowanych osób.
W świetle nieelastyczności rządu i jego widocznego braku zainteresowania dostosowaniem się do gustów społeczeństwa, jak należy postrzegać śmieciarza? Zaśmiecający traktuje własność publiczną w taki sam sposób, w jaki traktowałby własność prywatną, gdyby miał taką możliwość. Mianowicie, pozostawia na niej śmieci. Wykazałem właśnie, że nie ma nic złego w tej działalności i że gdyby nie petryfikacja, jaką charakteryzuje się w tej dziedzinie rząd, byłaby ona tak samo powszechnie akceptowana na forum publicznym, jak i prywatnym. Jest to działalność, która powinna być regulowana przez potrzeby ludzi, a nie przez dekret rządu.
Źródło ilustracji: pixabay