Powrót
Interwencjonizm

Block: W obronie pracodawców zatrudniających dzieci

0
Walter Block
Przeczytanie zajmie 15 min
Block_W obronie pracodawców korzystających z pracy dzieci
Pobierz w wersji
PDF EPUB MOBI

Źródło: mises.org 

Tłumaczenie: Jakub Juszczak 

Artykuł ten jest 32 rozdziałem książki Waltera Blocka Defending the Undefendable, wydanej przez Mises Institute w Alabamie w 2018 r. 

Wysoko na liście wrogów społeczeństwa znajduje się pracodawca korzystający z pracy dzieci — człowiek okrutny, o zimnym sercu, wyzyskujący, wyrachowany i zły. W świadomości społecznej praca dzieci jest niemal równoznaczna z pracą niewolniczą, a pod względem moralnym taki pracodawca uznawany jest za niemalże równego właścicielowi niewolników. 

Istotne jest, aby nieco zmienić ów pogląd. Wymaga tego zwykła sprawiedliwość, ponieważ opinia większości ludzi jest tu całkowicie błędna. Archetypowy pracodawca zatrudniający dzieci jest tak samo uprzejmy, życzliwy i dobroduszny, jak każdy inny. Co więcej, instytucja pracy dzieci jest instytucją zaszczytną, z długą i chwalebną historią. Złoczyńcami tutaj nie są pracodawcy, ale raczej ci, którzy zabraniają możliwości swobodnej pracy dzieci. „Dobroczyńcy na siłę” są odpowiedzialni za nieujawnione cierpienie dzieci, które pozbawione zostały pracy. Chociaż szkody wyrządzone w przeszłości przez ten zakaz były większe, gdy powszechne ubóstwo sprawiało, że praca dzieci była konieczna, to dziś nadal są osoby znajdujące się w trudnej sytuacji materialnej. Dlatego też obecne zakazy pracy dzieci są nieuzasadnioną ingerencją w ich życia. 

Pierwszym argumentem na rzecz obrony mojego poglądu jest to, że pracodawca zatrudniający dzieci nie zmusza nikogo do podjęcia pracy. Każda praca umowy o pracę są całkowicie dobrowolne. W związku z tym, gdyby nie były one uważane za korzystne dla obu stron, nie zostałyby uzgodnione. 

Ale w jakim sensie umowa o pracę między pracodawcą a dzieckiem może zostać zawarta w sposób zupełnie dobrowolny? Czy pełna dobrowolność nie oznacza przypadkiem posiadania stopnia świadomości, którego dziecko nie wykazuje? Aby odpowiedzieć na to pytanie, należy rozważyć właściwą definicję tego, kimjest dziecko. 

Jest to bowiem odwieczne pytanie, które nigdy nie zostało w pełni rozwiązane. Niemniej jednak rozważymy kilka progów wiekowych, które zostały zasugerowane jako pozwalające oddzielić dziecko od dorosłego. Zatem, przeanalizujemy je, a następnie zaproponujemy dla nich alternatywę. 

Najwcześniejsze granice wiekowe oddzielające dzieciństwo od dorosłości proponowane są przez wielkie religie. Dla przykładu, wiek bierzmowania przypadający zwykle na wczesny okres nastoletni lub nawet wcześniej, jest wiekiem, na podstawie którego wiele religii definiuje dorosłość. Ale osoba (dziecko), na przykład w wieku 13 lat, jest również — z wyjątkiem rzadkich przypadków — wciąż niedojrzała, stosunkowo bezradna i nieposiadająca umiejętności niezbędnych do samodzielnego funkcjonowania. Należy więc ów granicę wiekową odrzucić. 

Kolejnym kandydatem na określenie granicy dorosłości jest wiek 18 lat. Jako że jest to wiek, w którym młody człowiek kwalifikuje się do odbycia zasadniczej służby wojskowej, jest on najczęstszą propozycją, choć również wiążącą się z pewnymi problemami. Możemy zacząć od pytania, czy wojna może być działaniem „dojrzałym”. Nazbyt często pójście na wojnę jest w istocie przeciwieństwem zachowania wskazującego na dojrzałość umysłową. Również samo wykonywanie rozkazów (co jest najważniejsze dla żołnierza) nie może być postrzegane za modelowe zachowanie charakterystyczne dla dojrzałości. Ponadto należy zwrócić uwagę, że pobór, przymusowy w rzeczy samej, służy jako podstawa do wykonywania rozkazów. Jeśli początkowa decyzja o byciu posłusznym rozkazom została podjęta dobrowolnie, tak jak decyzja o dołączeniu do orkiestry i wykonywaniu wszystkich (muzycznych) poleceń dyrygenta, można by w przypadku tej instytucji wyróżnić pewne zachowania przypominające zachowania dorosłych. Jednak pobór nie jest dobrowolny, zatem nawet tyle nie można powiedzieć o adekwatnym wieku poboru.  

Autor znany jest z „wsadzania kija w mrowisko” swoimi rozważaniami. Oto inny podobny artykuł

Tłumaczenia

Block: W obronie spekulanta

Innym problemem związanym z taką definicją dorosłości jest to, że przyczyną z uwagi, na którą zajęliśmy się powyższą kwestią była obawa, że zwykłe dziecko nie będzie w stanie samodzielnie zawierać dobrowolnych umów. Jak zatem możemy określić wiek definiujący dorosłość na wyraźnie przymusowej instytucji, jaką jest zasadnicza służba wojskowa? 

Można też zaproponować najwyższą granicę, jaką jest wiek osiągnięcia czynnego prawa wyborczego — 21 lat (dla USA, dla Polski wiek ten wynosi 18 lat - przyp. tłum.). Ale i ta propozycja podlegać będzie krytyce. Po pierwsze, istnieje problem polegający na tym, że kilku, jeśli nie wielu dziesięciolatków cechuje się lepszym zrozumieniem czynników politycznych, społecznych, historycznych, psychologicznych i ekonomicznych oraz przypuszczalnie kilku innych czynników, które pozwalają głosować bardziej „mądrze”, niż wiele osób w wieku powyżej 21 lat. Można by pomyśleć, że gdyby to była prawda, doszłoby do uznania tego faktu oraz zainicjowanie działalności ruchu na rzecz objęcia prawami wyborczymi wszystkich bystrych dziesięciolatków, a raczej wszystkich bystrych dzieci w dowolnym wieku. Działanie takie jednak zaprzeczyłoby pierwotnemu celowi jakim było umożliwienie głosowania tylko dorosłym. Dzięki temu okrężnemu rozumowaniu możemy dostrzec, że wiek 21 lat jest jedynie arbitralnym poziomem odcięcia. 

Na podobnej zasadzie należałoby uznać wszystkie podobnie przyjęte arbitralnie progi wiekowe za bezzasadne. Potrzebna jest więc definicja, która nie jest opracowana w oparciu o arbitralną granicą wieku, a będzie ona miała zastosowanie do wszystkich ludzi niezależnie od ich zdolności, temperamentu i zachowania. Będzie to raczej definicja dorosłości, które może wziąć pod uwagę wszystkie te cechy. Co więcej, kryteria te powinny być spójne z libertariańską zasadą samoposiadania, a mianowicie zasadą pierwotnego zawłaszczenia. Potrzebne jest więc takie jej zastosowanie, które określiłoby samoposiadanie jednostki i rozgraniczyłaby prawa własności, umożliwiające rozwiązanie problemu, jakim jest moment osiągnięcia dorosłości przez dziecko. 

Teorię taką przedstawił profesor Murray N. Rothbard. Według Rothbarda dziecko staje się dorosłe nie wtedy, gdy osiąga jakiś arbitralny limit wiekowy, ale raczej wówczas, gdy robi coś, co pozwala mu ustanowić swoją odrębną własność i kontrolę nad własną osobą. Mianowicie, staje się to wtedy, gdy opuszcza dom i może utrzymywać się samodzielnie. Takie kryterium i tylko ono, jest wolne od wszelkich zastrzeżeń wobec arbitralnych limitów wiekowych. Co więcej, jest ono nie tylko spójne z libertariańską teorią osiedlania się, ale także stanowi jej bezpośrednie zastosowanie. Opuszczając dom i utrzymując się samemu, byłe dziecko zaczyna działać samodzielnie na swoją korzyść, tak jak pierwszy właściciel kawałka gruntu. Dzięki temu możliwe jest poprawienie swojej sytuacji. 

Implikacje tej teorii prowadzi do szeregu konsekwencji. Jeśli jedynym sposobem, w jaki dziecko może stać się dorosłe, jest usamodzielnienie się i w ten sposób osiągnięcie dorosłości z własnej woli, to rodzic nie ma prawa ingerować w ten wybór. Rodzic nie może zatem zabronić dziecku opuszczenia domu rodzinnego. Rodzic ma inne prawa i obowiązki wobec dziecka, dopóki pozostaje ono w domu rodziców (wyjaśnia to wagę częstego nakazu rodzicielskiego: „Dopóki jesteś w tym domu, będziesz robił wszystko tak jak ja chcę”). Rodzic nie może jednak zabronić dziecku opuszczenia domu rodzinnego. Zrobienie tego byłoby naruszeniem istotnego aspektu dorosłości, jakim jest samodzielne podejmowanie decyzji. 

darowizna.jpg

Należy zauważyć, że ta teoria wyjaśniająca problem przejścia od dzieciństwa do dorosłości jest, jako jedyna, spójna ze zjawiskiem upośledzenia umysłowego. Zgodnie z arbitralnymi definicjami dorosłości, osoba upośledzona umysłowo w wieku 50 lat powinna zostać uznana za dorosłą, nawet jeśli ewidentnie dorosłości nigdy nie osiągnie. Teorie te następnie proponują dalsze arbitralne „wyjątki” po to, aby dopasować je do konkretnego przypadku. Ale niekompetencja umysłowa nie jest kłopotliwa dla teorii pierwotnego zawłaszczenia. Ponieważ osoba taka nie była w stanie stać się samodzielną i faktycznie dojrzałą, osoba upośledzona umysłowo nigdy nie będzie dorosła. 

Ma to też swoje konsekwencje dla rozważanej tu kwestii zakazu pracy „dzieci”, gdzie jako dziecko definiuje się kogoś, kto ma mniej niż pewną arbitralną liczbę lat. Zakaz tak zwanej pracy dzieci, podobnie jak w przypadku ingerencji rodziców w decyzję dziecka dotyczącej opuszczeniu domu rodzinnego, skutecznie usuwa możliwość „dobrowolnego” stania się dorosłym. Jeśli osobie w młodym wieku zabrania się pracy, odbiera się jej możliwość opuszczenia domu i samodzielnego utrzymywania się. Zostaje ona wówczas pozbawiona możliwości „samodzielnego uzyskania dorosłości” i musi czekać, aż zostanie osiągnięta ustalona przez prawo arbitralna liczba lat. 

Jednak teoria dorosłości oparta o pierwotne zawłaszczenie nie zobowiązuje pracodawców do zatrudniania młodych osób, które próbują osiągnąć pełnoletność. Oczywiście, jeśli jakiś pracodawca nie zatrudni takiej osoby będzie jej równie trudno stać się dorosłą, tak jak w przypadku, gdy rodzice zabronili jej opuszczenia rodzinnego domostwa lub gdy ustanowiło to prawo państwowe. Kluczowa różnica polega jednak na tym, że oparty o dobrowolne umowy proces przejścia od dzieciństwa do dorosłości nie zostanie zniweczony przez pracodawców odmawiających zatrudniania młodych ludzi. Dzieje się tak, ponieważ istota dobrowolności wymaga swobodnego działania w odniesieniu do obu stron umowy. Zgodę musi wyrazić zarówno pracodawca, jak i pracownik. Jako że nie może być żadnych pozytywnych zobowiązań, chyba że jednostka sama się na nie zgodzi, a pracodawca nie zobowiązał się do zatrudnienia młodego człowieka, pracodawca nie musi na nic się zgadzać (pracodawcy będą oczywiście mogli zatrudniać młodych ludzi, gdy uznają, że jest to dla nich korzystne, tak jak wtedy, gdy nie było to zabronione odgórnie). 

Położenie kresu zakazowi zatrudniania dzieci jest ważne nie tylko ze względu na ich spokojne wejście w dorosłość. Ma to również nadrzędne znaczenie dla małego, ale rosnącego ruchu na rzecz „praw i swobód dzieci”. Jeśli nieletni mają być naprawdę uwolnieni od swoich rodziców, wciąż jednak z nimi mieszkając, zakaz podejmowania pracy będzie musiał zostać zniesiony. Jaką wartość ma prawo do opuszczenia rodzinnego domu i szukania środków do życia poza nim, jeśli młodemu człowiekowi zabrania się samodzielnego utrzymywania się? Prawo każdego dziecka do „zwolnienia swoich rodziców z odpowiedzialności prawnej”, jeśli stają się oni zbyt uciążliwi, nie może być realizowane w ramach zakazu pracy osób nieletnich. 

Czy umowa o pracę z osobą nieletnią może być naprawdę dobrowolna, biorąc pod uwagę jego młody wiek, brak doświadczenia itp? Odpowiedź brzmi: tak. Każda osoba, która opuściła dom rodzinny i podjęła próbę utrzymania się swoją własną pracą jest wystarczająco dojrzała, aby zawrzeć umowę dobrowolnie i świadomie. Jest tak ponieważ osoba taka stała się w ten sposób dorosła. Odpowiedź przeciwna, jak widzieliśmy, skutecznie uniemożliwiłaby młodym ludziom rozpoczęcie samodzielnego życia i stanie się dorosłymi poprzez prowadzenie własnego gospodarstwa domowego. Ich jedyną alternatywą byłoby czekanie, aż osiągną arbitralny wiek, który „społeczeństwo” w swojej nieskończonej mądrości określiło jako niezbędny do osiągnięcia dorosłości. 

Pojawiają się jednak zastrzeżenia co do legalizacji pracy „dzieci”. Mówi się, że pozbawiony środków do życia młodzieniec, nawet jeśli jest wystarczająco dojrzały, zostanie wykorzystany przez pracodawców, tzn., że pracodawca „zarobi” na trudnej sytuacji w jakiej znalazł się młodzieniec. 

Większą szkodę wywołałoby jednak odebranie mu możliwości utrzymania z pracy własnych rąk, bez względu na to, jak marne wynagrodzenie ów młodzieniec by otrzymał. Pomimo faktu, że pracodawca może być okropny, praca podrzędna, a pensja niska, to więcej szkód przyniósłby zakaz pracy. Jeśli istniałyby na rynku inne, korzystniejsze alternatywy, młoda osoba skorzystałaby z nich nawet jeśli prawo zezwalałoby mu na przyjęcie oferty mniej korzystnej.  Jeśli zaś nie ma innych możliwości, prawo zakazujące pracy dzieci odbierze mu jedyną szansę na zarobek, jakkolwiek niekorzystna by się ona nie wydawała. 

W społeczeństwie wolnorynkowym pracodawca nie będzie w stanie wykorzystać niedoli młodego pracownika, jeśli przez to rozumie się to, że nie będzie w stanie zapłacić mu mniej niż wartość produktu krańcowego przez niego generowana. Jak widzieliśmy w wcześniejszym rozdziale dotyczącym kiepskich pracodawców, na otwartym rynku istnieją potężne siły, które będą dążyć do podniesienia wszystkich płac do poziomu produktywności danego pracownika. 

Bez względu na to, jak bezradny i pozbawiony środków do życia może być poszukujący pracy młody człowiek, potencjalny pracodawca nie jest temu w żaden sposób czegokolwiek winien. Nawet gdyby ubóstwo i „brak pozycji negocjacyjnej” pracownika były silne i nawet gdyby pracodawca był w stanie to „wykorzystać” (co jak widzieliśmy nie zachodzi), nadal nie byłoby to winą pracodawcy. Jeśli już, to winą za niefortunną sytuację należałoby obarczyć (byłe) dziecko. 

Powstaje więc pytanie, w jakim stopniu rodzic jest zobowiązany do utrzymania dziecka. Co do zasady, rodzic nie ma żadnych pozytywnych obowiązków w stosunku do dziecka. Argument przeciwny, że rodzic ma pewne pozytywne zobowiązania wobec niego, oparte na domniemanym charakterze umownym lub dobrowolnej decyzji rodziców o urodzeniu dziecka, można łatwo podważyć. Rozważmy więc następujące kwestie: 

  1. Wszystkie dzieci są równe w posiadaniu uprawnień należnym im od ich rodziców, niezależnie od sposobu, w jaki zostały poczęte. 
  2. W szczególności dziecko, które jest owocem gwałtu, może wysunąć tyle samo roszczeń w stosunku jego żeńskiego rodzica, co każde inne dziecko (przyjmując, że mężczyzna-gwałciciel nie jest obecny). Bez względu na to, jakie poglądy mamy na temat gwałtu, dziecko, które jest owocem takiego gwałtu, nie ponosi winy za przestępstwo w skutekktórego zostało poczęte. 
  3. Dobrowolny charakter wychowania i poczęcia dziecka nie ma zastosowania w przypadku gwałtu. 
  4. Dlatego argument głoszący, że rodzic jest winien dziecku pewne zobowiązania, które wynikają z dobrowolnego charakteru poczęcia lub z „dorozumianej umowy”, nie może mieć zastosowania w przypadku gwałtu, tj. przynajmniej w przypadku gwałtu matka nie jest winna dziecku żadnych pozytywnych zobowiązań, ponieważ nie wyraziła zgody na jego poczęcie. 
  5. Wszystkie dzieci, będąc w równym stopniu bez winy za jakiekolwiek przestępstwo, pomimo wszelkich teorii mówiących co innego (jak teoria grzechu pierworodnego), mają równe prawa należne im od rodziców. Ponieważ wszystkie takie prawa (rzekomo) wynikają z dobrowolnej natury aktu poczęcia, a dzieciom urodzonym z gwałtu wyraźnie brakuje tego aspektu dobrowolności, nie mają one przynajmniej żadnych praw należnych im od ich (żeńskich) rodziców. Ale ich prawa są równe prawom wszystkich innych dzieci. Dlatego też rodzice nie posiadają żadnych obowiązków wobec swoich dzieci, bez względu na ich prawe bądź nieprawe pochodzenie.  

Istnienie jakichkolwiek innych podstaw, stanowiących punkt wyjścia do ustalenia obowiązków rodzica, nie jest takie oczywiste. Biorąc zatem pod uwagę, że nic poza dobrowolną umową ze strony rodzica nie może ustanowić zobowiązań wobec dzieci, a argument ten zawodzi, oczywiste jest zatem, że nie można na gruncie libertariańskim określić żadnych pozytywnych zobowiązań spoczywających na rodzicach wobec ich własnych dzieci. 

„Brak pozytywnych zobowiązań” oznacza więc, że rodzic tak na prawdę nie ma obowiązku karmienia, ubierania i dawania schronienia swojemu własnemu dziecku, jak i nie ma obowiązku służyć dzieciom innych ludzi albo osobom dorosłym, bez względu na potencjalne więzy krwi. Nie oznacza to jednak, że rodzic może to dziecko uśmiercić. Tak jak rodzic nie ma prawa zabijać dzieci innych rodziców, tak samo nie ma prawa zabijać swoich „własnych” dzieci, a raczej dzieci, które sam powołał do życia. 

Kiedy człowiek przyjmuje rolę rodzica staje się opiekunem dziecka. Jeśli kiedykolwiek rodzic zechce zrezygnować z tej dobrowolnie przyjętej roli, lub w ogóle nie chce przyjąć odpowiedzialności za dziecko, ma ku temu pełną swobodę. Może oddać dziecko do adopcji, lub zgodnie ze starą tradycją prawa naturalnego, zostawić dziecko na schodach kościoła lub instytucji charytatywnej specjalizującej się w opiece nad dziećmi. 

Ale rodzic w żadnym wypadku nie może ukrywać dziecka w kącie swergo domu bez jedzenia lub odmówić oddania go do adopcji oczekując, aż umrze z głodu. Takie postępowanie byłoby równoznaczne z morderstwem — przestępstwem, które zawsze musi być surowo potępiane. Rodzic, który ukrywadziecko i głodzi je (aby nie musieć mordować je własnymi rękoma), zrzeka się w ten sposób opieki nad dzieckiem, którą to mogliby pełnić inni. 

Być może obowiązki rodzica-opiekuna określić można jaśniej, wpisując je w ramy własnościowego aksjomatu pierwotnego zawłaszczenia. Na pewnym etapie rozwoju możliwości dziecka dotyczących działania i myślenia plasują się pomiędzy dorosłym a zwierzęciem. Jeśli jeden dorosły pomaga drugiemu, nie może przez fakt dokonywania tej pomocy stać się właścicielem drugiej osoby. Jeśli dorosły udomowi zwierzę i dzięki własnym wysiłkom będzie wykorzystywał je w sposób produktywny (produktywny dla ludzkości), może w ten sposób stać się właścicielem tego zwierzęcia. Dziecko, jako przypadek pośredni, może być wzięte w posiadanie poprzez akt pierwotnego zawłaszczenia Lecz nie na zasadzie zawłaszczenia go całkowicie na własność, a na zasadzie objęcia nad nim wyłącznej opieki aż do momentu, gdy będzie ono gotowe do usamodzielnienia się w wykonywaniu władztwa nad sobą, czyli aż do momentu osiągnięcia dorosłości i uniezależnienie się od rodziców. Rodzic może sprawować kontrolę nad dzieckiem i wychowywać je tylko tak długo, jak długo rzeczywiście się tym dzieckiem opiekuje (w przypadku zwierzęcia lub ziemi właściciel nie musi już robić czegokolwiek, aby pozostać prawowitym właścicielem, a może być wręcz od nich fizycznie oddalony). Jeśli zaprzestanie on opieki nad dzieckiem, a jest ono zbyt młode i bezradne, aby samodzielnie się utrzymać, musi albo przekazać je do adopcji albo pozwolić mu odejść, aby rozpoczęło ono własne życie, jeśli jest w stanie i chce tak uczynić. 

Jeśli rodzic wychował dziecko przy pomocy ledwo starczających środków i sił, które można by zakwalifikować jako należące do opieki rodzicielskiej, albo gdy dziecko pochodzi z dość ubogiego domu, to nie można mieć o ten stan pretensji do pracodawcy. Zakazanie pracodawcy zatrudniania takiego młodzieńca w żaden sposób nie poprawi jego losu — może go tylko pogorszyć. 

To prawda, że są rodzice, którzy podejmują nierozsądne decyzje dotyczące dzieci z punktu widzenia zewnętrznych obserwatorów. Nie wynika z tego jednak, że dobrobyt dzieci podniesie się w sytuacji, gdy zostaną one przekazanie ich w ręce aparatu państwowego. Państwo również podejmuje nierozsądne, a nawet szkodliwe decyzje dotyczące losu dzieci. Dziecko zaś może znacznie łatwiej oswobodzić się spod rządów rodzica niż państwa, który rządzi nami wszystkimi. 

Należy zatem stwierdzić, że wszystkie umowy o pracę dotyczące młodych ludzi są wiążące, o ile są dobrowolne — a takie rzeczywiście mogą być. Albo młoda osoba jest dorosła (bez względu na wiek), zasłużywszy na status swojej dorosłości, a zatem jest w stanie zawrzeć umowę, albo nadal jest dzieckiem i może wykonywać pracę za zgodą rodzica. 

Źródło ilustracji: pixabay

Kategorie
Ekonomiczna analiza prawa Interwencjonizm Teksty Tłumaczenia


Nasza działalność jest możliwa dzięki wsparciu naszych Darczyńców, zostań jednym z nich.

Zobacz wszystkie możliwości wsparcia

Wesprzyj Instytut, to dzięki naszym Darczyńcom wciąż się rozwijamy

Czytaj również

Block_Błędne argumenty za prawem antymonopolowym

Monopole i zmowy cenowe

Block: Błędne argumenty za prawem antymonopolowym

Jedynym sposobem, w jaki firmy mogą odnieść sukces na wolnym rynku, jest składanie lepszych, a nie gorszych ofert swoim pracownikom, klientom i dostawcom.

Block_W-obronie-łamistrajków

Zatrudnienie

Block: W obronie łamistrajków

Jedną z najbardziej rozpowszechnionych opinii jest przekonanie o tym, że łamistrajk jest osobą godną pogardy.

Tłumaczenia

Block: W obronie nielegalnego taksówkarza

Usługi taksówkowe w Stanach Zjednoczonych to branża, która działa ze szkodą dla biednych i dla mniejszości etnicznych — zarówno tych będących konsumentami, jak i usługodawcami. Doszło do tego, że konsumenci opowiadają niewybredne żarty na temat taksówkarzy, którzy z kolei nie szczędzą ciemnoskórym klientom zażenowania związanego z niemożliwością złapania taksówki, co zdarza się nierzadko.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz samodzielnie określić warunki przechowywania lub dostępu plików cookie w Twojej przeglądarce.