Źródło: mises.org
Tłumaczenie: Jakub Juszczak
Siedemdziesiąta piąta rocznica pierwszego wydania Ludzkiego działania Ludwiga von Misesa jest wydarzeniem, które niewątpliwie zachęca nas do zastanowienia się nad osiągnięciami naukowymi autora oraz do pochylenia się nad tym, jak główny nurt ekonomii nie zrozumiał jeszcze jego osiągnięć naukowych w ekonomii. Jak wskazuje Jesús Huerta de Soto w swoim wstępnym studium do hiszpańskiej wersji trzynastego wydania Ludzkiego działania: niewiele jest głównonurtowych traktatów ekonomicznych, które choćby próbują dorównać temu, co Mises robi w Ludzkim działaniu.
Praca Misesa jest nie tylko przełomowa, ale i imponująca pod względem rozmiaru. Austriaccy ekonomiści po wydaniu Ludzkiego działania swoje przywiązanie do ekonomii austriackiej mocno uzależniają od tego, jak interpretują treści przedstawione w tym dziele. Jeśli chodzi o relację między głównym nurtem ekonomii i Ludzkim działaniem, wiele zostało już powiedziane i równie tyle można jeszcze dodać. Niemniej jednak istotą tragicznego stanu ekonomii głównego nurtu jest to, że wartościowa teoria naukowa, z której korzysta, została zapożyczona od Misesa i austriackiej szkoły ekonomii. Natomiast to, co nie wykazuje już takiej wartości merytorycznej, pochodzi z jej oryginalnego podejścia empirycznego bazującego na dowodzeniu bądź obalaniu hipotez.
Mises umieszcza swoją pracę w kontekście wielkiej walki między indywidualizmem a kolektywizmem. Dla niego indywidualizm metodologiczny jest nie tylko podstawową cechą ekonomii, ale także metodologicznym spojrzeniem na społeczeństwo — światopoglądem, w którym jednostka jest jedynym znaczącym podmiotem.
Państwo ma tendencję do wspierania kolektywizmu, ponieważ wprowadza podziały w społeczeństwie i wprowadza podział na przyjaciół i wrogów. Dzieli i rządzi dzięki mitom, które samo tworzy. Ludwig von Mises przez całe życie walczył z wszechobecną mitologią etatyzmu. Nie poddawał się złu — jak mówi jego ulubiony cytat — ale odważnie się mu przeciwstawiał. Tak więc Mises i szkoła austriacka obalają system mitów stworzonych przez państwo.
Szczególnie interesująca jest w tym kontekście sytuacja pewnego kraju: Argentyny, która pod koniec XIX wieku była najbogatsza pod względem produktu krajowego brutto per capita, a obecnie znajduje się na sześćdziesiątym trzecim miejscu we wspomnianym rankingu. To, co kiedyś uważałem za „tajemnicę Argentyny”, już nią nie jest; nie ma nic zaskakującego w spadku dobrobytu niczym po równi pochyłej, po jakiej zsuwał się ten kraj. To właśnie zmasowany szturm instytucji państwa, realizowany poprzez programy inwestycji publicznych, wyrzucił ten kraj z czołówki państw w kategoriach dobrobytu gospodarczego.
W porównaniu z innymi krajami tego regionu, postępowe rządy Argentyny nie wybrały do kontrolowania ludzi metod opartych na militaryzmie, decydując się na kontrolę biurokratyczną. Zamiast oddziałów wojska, Argentyńczycy mają do czynienia z legionami biurokratów, którzy żyją tylko i wyłącznie kosztem produktywnych obywateli.
W imię „interesu państwowego” to, co powinno być zarządzane przez prywatne przedsiębiorstwa jest kontrolowane przez państwowych biurokratów. Branże te obejmują — by wymienić je w sposób niewyczerpujący — media publiczne, koleje, linie lotnicze i koncern paliwowy. Wszystkie z nich są nieefektywne ekonomicznie, ale mimo to interpretacja historyczna postępowców przedstawia je jako godne laurów herosa, a naród zawdzięcza im wybawienie ze szponów międzynarodowych korporacji. Jest to jednak nic innego, jak współczesna odsłona merkantylizmu.
Można by argumentować, że jest znacznie gorzej, ponieważ zarówno eksport, jak i import są w argumentacji postępowców wyszydzane. Podstawowym argumentem za protekcjonizmem jest ten skierowany przeciwko importowi, rzadko natomiast zniechęca się do eksportu dóbr. Argentyńscy postępowcy poszli jednak dalej, demonizując eksport jako „odbieranie produktów miejscowej ludności”, więc godnym potępienia jest nie tylko kupowanie produktów zagranicznych, ale także sprzedaż naszych produktów za granicą.
To ideologiczne podejście nietrudno zidentyfikować tylko jako socjalistyczne i protekcjonistyczne, ale także jako noszące cechy nacjonalizmu. Jest tak ponieważ „przemysł narodowy” jest tym, co musi być pod ochroną państwa i co jednocześnie należy chronić przed napływem tańszych i lepszych towarów zagranicznych. Według nacjonalistycznie nastawionych postępowców na szali znajduje się patriotyzm. Jednak kontrargumentem, jaki można bardzo szybko podnieść, jest to, że nie ma nic bardziej patriotycznego niż dobro całego narodu, a nie szczególny interes określonej jego części.
Ostatnie wydarzenia mogą przyciągać opinię publiczną ku wolnemu rynkowi. Niemniej jednak jest przed nimi jeszcze długa droga. Bardzo znany prezydent Argentyny, libertarianin Javier Milei, stara się ograniczyć wielkość administracji państwowej oraz ilość przepisów, a także poprawić sytuację monetarną kraju. Jeśli chodzi o ostatnią wspomnianą kwestię, dużo już zostało zrealizowane. Bank Centralny prowadzi politykę monetarną w kierunku wyeliminowania nadzoru nad kursami wymiany i transakcjami, co zresztą cechuje najbardziej zdeetatyzowane gospodarki świata. Milei, za pośrednictwem banku centralnego i Ministerstwa Gospodarki uderza właśnie w tą kontrolę, co jest elementem krótkoterminowej strategii realizacji swojego programu. Gdy to się uda, będzie on mógł przeprowadzić deregulację i obniżki podatków.
Jednak demontaż biurokratycznej armii pracowników rządowych jest trudnym zadaniem. Pod ostrzałem znajdą się tu bowiem nie tylko interesy samych biurokratów, ale też ich ofiar, żyjących jednak w przekonaniu, że są beneficjentami ich działań. Wynika to z wspomnianego mitu legitymizującego państwo i jego interwencję.
Urzędnicy administracji prezydenta Milei nie są zwolennikami austriackiej szkoły ekonomii, lecz szkoły chicagowskiej i pracują korzystając właśnie z tego właśnie dorobku intelektualnego. Można to interpretować w różny sposób — jako coś dobrego, ponieważ szkoła chicagowska jest uważana za najbardziej wolnorynkowe podejście w głównym nurcie ekonomii, choć dotyczy to głównie zagadnień mikroekonomicznych. Interpretować można to też jako coś niekorzystnego, gdyż w kwestiach makroekonomicznych, jak wiedzą dobrze ekonomiści szkoły austriackiej, są oni mimo wszystko zwolennikami etatyzmu i interwencji państwa. Sam Milei nie jest metodologicznym zwolennikiem prakseologii, ponieważ w swoich analizach ekonomicznych stosuje metody neoklasyczne. Podąża za tym, czego uczy szkoła austriacka, lecz nie w sprawach metodologicznych.
W treści Ludzkiego działania dużo miejsca poświęca się metodologii, w której to Mises stawia sprawę tutaj jasno. By dochodzić do wolnorynkowych wniosków w oparciu o szkołę austriacką, powinno się stosować metodę aprioryczno-dedukcyjną. Prakseologia jest tu formą cenzury, która oddziela główny nurt od szkoły austriackiej. Jej metoda, jak również teoria, powinny zostać przyjęte w celu stworzenia kompleksowego programu skupionego na minimalizacji państwa.
Oferując system dobrowolnych interakcji społecznych i konstruując go na podstawie aksjomatów i solidnej metodologii, Mises pokazuje swoją przewagę intelektualną nad innymi konkurentami. Ludzkie działanie stanowi jedną z najpotężniejszych i najbardziej wyrafinowanych obron kapitalizmu w literaturze ekonomicznej. Siedemdziesiąta piąta rocznica publikacji zachęca nas do przemyślenia osiągnięć przedstawionych w tak wielkim dziele i spojrzenia na świat oczami Misesa.
Źródło ilustracji: Pixabay